piątek, 31 października 2014

Od Michaela-cd Skay

-Mówi młodsza siostra. Będę odpoczywał-uśmiechnąłem się
-Przed chwilą prawie nie umarłeś. Więc mam taką nadzieję.-odwzajemniła uśmiech-Pilnuj go-powiedziała do Skay. Ja muszę iść na drzewo nakarmić Destiny.
-Zajmę się nim-odparła
-Jakbym nie mógł sam. -mówiłem pod nosem. Nie lubiłem gdy tak żartowała.
-Musimy coś jeszcze zrobić
-Co?
-Zamknąć wejście. Z twojej jaskini
-Rozumiem. Chodźmy. Dasz radę
-Jasne. Nie jestem jakimś chucherkiem. Boli, ale muszę się przyzwyczaić.-uśmiechnąłem się. Zaczęliśmy iść. Dość szybko dotarliśmy.
-Potrafisz wyczarować głaz?
-Raczej tak-wadera spróbowała. Udało się. Optoczyłem go metalem. Za pomocą (znowu magii) umysłu zatkaliśmy wejście do całej jaskini.
-Jeszcze tylko wykombinować coś innego. Wiesz chyba, że chcesz się przenieść-powiedziałem

Skay?

Od Skay-cd Aerty-do Michaela

Ułożyłam się na ziemi. Zamknęłam oczy i jak najszybciej chciałam aby to się skończyło. Minuty ciągnęły się niczym całe lata. Czekałam aż ktoś w końcu wyjdzie z jaskini. Miałam dość siedzenia. Pobiegłam. Przed siebie. Nie patrząc na nic. Upolowałam jednego sześcionoga. Ich mięso zawsze było soczyste i pyszne. Podeszłam do strumyka płynącego obok mnie. Nachyliłam się i zaczęłam pić. Przy okazji obmyłam sobie twarz. Stwierdziłam że pora wrócić. Przed jaskinią czekałam jeszcze chwilkę i w końcu wyszła Aerta. A za nią Michael. Podbiegłam do niego i przytuliłam go.
-Jak dobrze że nic Ci nie jest. - uśmiechnęłam się
-Też się ciesze. Już nigdy więcej nie zaufam ,,prywatnym,, jeziorkom. - powiedział z uśmiechem
Prawię się popłakałam. Byłam ucieszona tym że basiorowi nic nie jest. Szkoda tylko mi jego nogi...Przeklęta zaraza. Że też takie coś może powodować aż tak duże skutki uboczne.
-Musisz dużo odpoczywać - powiedziała Aerta - I nie przemęczać się.


Michael ?

Od Aerty-cd Skay

-Pójdź po wrzącą wodę z okolicy gejzerów. Weź moją glinianą miskę
-Dobra.-pobiegła po wodę. Rozcięłam robaki. Dodałam do nich kilka innych rzeczy. Skay przyniosła wodę.
-Lepiej będzie jeśli się wycofasz-powiedziałam
Przeniosłam brata do mojej jaskini. Oblałam go całego wrzątkiem. Musiało go to niemiłosiernie boleć, ale cóż. Ważne żeby żył. Wzięłam to co zrobiłam z robaków i musiałam rozciąć mu kawałek skóry na klatce piersiowej.  Nie wytrzymywałam już psychicznie. Musiałam jednak to zrobić. Robaki musiałam mu włożyć pod skórę. Zostawiłam jeszcze trochę. Nie potrafiłam więcej zrobić. Po prostu upadłam na ziemię. Na całe szczęście los sprzyjał mi i memu bratu. Gaja musnęła mnie tylko po pysku. Zasnęłam...
**
Obudziłam się. Gaja nic nie mówiła. Popatrzyła tylko na mnie. Zobaczyłam brata. Był wyleczony. Prawie. Nie miał pazurów i lewej łapy. Przytuliłam go


Skay?

Od Skay-cd Aerty

Pobiegłam tam gdzie mówiła wadera. Świecące robaki, świecące robaki...Musiałam jakoś pomóc. W końcu częściowo...Była to moja wina. To ja pokazałam Michaelowi jeziorko. To wszystko stało się prze ze mnie. Biegłam dalej, szybciej, z łzami w oczach.
Dotarłam na miejsce. Naprawdę nie było tu dużo tych robaków. Ale starałam się zabrać tyle ile się dało. Michael. Ciągle o nim myślałam. Czy udało się jakoś zatrzymać zarazę? Może już jest po wszystkim i on, i jego siostra siedzą szczęśliwie...Co ja gadam. Przecież to zaraza. Stwory które zaraziły basiora...Nigdy nie zapomnę tego widoku. I daję słowo że będą mi się śniły po nocach. Starałam się dobiec z powrotem jak najszybciej. Widok który ujrzałam gdy dobiegłam był straszny...Mogę powiedzieć nawet że równał się z widokiem tych stworzeń z jaskini. Michael był otoczony jakąś ochronną bańką. Jego łapy... i uszy były całe czarne. I gdzie on ma pazury ~?!
-Aerta.. Mam to co prosiłaś - podbiegłam do wadery
-Dziękuję Ci. - powiedziała
Widziałam po jej oczach że także płakała.
-Przepraszam.. - wybełkotałam
-Nie wiem jak to się stało ale nie czas na przeprosiny.
-Czy pomóc coś jeszcze ?


Aerta?

Od Aerty-cd Skay

Zobaczyłam, że Skay wbiega do mojej jaskini
-Aerta!-krzyknęła. Odwróciłam się w jej stronę.
-Co się dzieje?
-Michael!-krzyknęła. Od razu wybiegłam. Zobaczyłam Michaela leżącego pod drzewem. Zobaczyłam jego głęboka ranę i...czerniące się kończyny. Wystraszyłam się
-Musisz udać się do jaskini widokowej pod klifem.
-Co?
-Tam są świecące robaki. Ja muszę zostać i spróbować coś zrobić.
-Dobra. Już idę-pobiegła
-Nie martw się nic ci nie będzie-powiedziałam do brata
-Nie umiesz kłamać-powiedział słabym głosem. Nie mógł nawet się poruszać
-Pomogę ci. Wszystko będzie dobrze
-Będę u Chaosa. Stamtąd będę cię obserwował
-Nie. To ty kłamiesz-zaśmiałam się lekko, lub przynajmniej próbowałam. Oderwałam kawałem długiego liścia i obwinęłam basiorowi nogę.
-Nie zbliżaj się do mnie-syczał-Nic nie potrafisz!
-Nie słyszysz siebie. Musisz się uspokoić. -popatrzyłam na jego łapy i uszy. Były całe czarne.
-Myślisz, że nie wiem co o mnie myślisz-znowu to syczenie i warczenie z jego strony
-Nie majacz! Jestem twoją siostrą, a ty..sam dobrze powinieneś wiedzieć co ci jest. -zagłebiłam się w jego umyśle. Przeraziłam się
-Co się dzieje? Boisz się?
-Zarazki zmutowały..-zaczęłam mówić drżącym głosem- zaraziły te potwory. One raniąc cię zakaziły cię. Jeszcze wdychałeś tamto powietrze!-otoczyłam go magią. Był zamknięty w bańce. Pluł krwią, a jego pazury po protu mu..jakby wypadały. Upadłam z płaczem. Miałam tylko jego. Nie on.

Skay?

Od Aerty-cd Aliji

-Ja jestem Alija
-Więc co tu robisz?-podeszłam do niej
-Polowałam
-Na naszym terenie-dodał mój brat.
-Nie wiedziałam, że to wasz teren
-Nie ważne. Szkoda tylko kilku rzeczy. Musisz mieć bardzo czystą duszę-powiedziałam
-Dlaczego?
-Dlatego, że trafiłaś do tej watahy. Prawdziwej watahy zapomnienia-powiedział mój brat
-To gdzie polowałaś?-spytał biały basior
Wadera wskazała kierunek.
-Idziemy-powiedziałam
-Tam poszedł thanator
-Dlatego tam idziemy-mówiłam-musimy zobaczyć czy nie zbliżą się zbyt blisko naszego drzewa.-pokiwałam głową na brata. Rozwinął skrzydła i wzbił się w powietrze
-Poradzisz sobie?
-No -powiedział i już go nie było.
-Wy idźcie po sześcionoga-powiedziałam do basiorów. Uniesiecie go łatwiej.
-A my?-spytała
-Ja zaprowadzę cię do drzewa domu


Alija
?


Od Jack'a-do Lorem

Doszedłem do wniosku że musi być to wilk lub wilczyca którą ciągle mijałem.  A gdy wylądowała obok mnie nie miałem wątpliwości.
-Nic ci nie jest?-zapytałem podchodząc bliżej.
Spojrzała na mnie. Wyglądała na zażenowaną i przestraszoną
-Ał..Trochę boli
-Nie dziwię się-Pomogłem jej wstać
-Jak masz na imię -Zacząłem
-Lorem.
-Ładnie.
-A ty?
-Jack.
-Może odprowadzić cie gdzieś-rozejrzałem się- do twojej jaskini?

Lorem???

Od Aliji


Właśnie rozpoczynała się nowy dzień. Kolejny bardzo nudny nowy dzień. Miałam już delikatnie dosyć samotnej tułaczki. Codzienna rutyna dobijała mnie. Każdy dzień wyglądał jak poprzedni. Szłam właśnie na poranne polowanie. Przedzierałam się przez gąszcz krzaków i zarośli.  Zobaczyłam niewielkie stadko gromowołów. Zaczaiłam się niedaleko jednego ze zwierząt.  Po cichu podkradłam się bardzo blisko ofiary. Skoczyłam i wbiłam kły w szyję stworzenia. Gromowół padł na ziemię , a jego towarzysze uciekli. Zaczęłam się zajadać świeżym mięsem. Ledwo zdążyłam przełknąć kilka kawałków, a z krzaków wyskoczyło jakieś zwierzę. Był to Thantor. Stwór ruszył na mnie, gdy tylko mnie zobaczył. Poderwałam się i zaczęłam uciekać. Wyglądało to bardzo śmiesznie, bo miałam w pysku  spory kawał mięsa i nie miałam zamiaru go wypluć. W końcu jednak musiałam jednak porzucić moje śniadanie, gdyż trochę przeszkadzało w ucieczce.  Pędziłam jak burza. Zapomniałam zupełnie o swoich mocach, byłam przerażona. Thantor nadal mnie gonił.Nie patrzyłam zupełnie gdzie biegnę. Nagle wpadłam na coś lub kogoś. Właściwie był to wilk. Szybko zebrałam się i rzuciłam okiem na wilka. Nieznajomy nie był sam, towarzyszyła wilczyca i jeszcze dwa wilki. Nie zastanawiałam się za bardzo kto to jest, bo znów pojawił się Thantor. Zwierze nie odpuszczało i nadal mnie goniło. Znów zaczęłam biec, a nieznajomi razem ze mną. Powoli zaczęłam się męczyć. W końcu Thantor odpuścił i poszedł w swoją stronę. Padłam na ziemię zmęczona. Patrzyłam na na nieznajomych ciężko dyszą.
-Kim jesteście?- Zapytałam wstając.
- Jestem Aerta, alfa watahy zapomnianych. To członkowie mojego stada:
Mój brat Michael beta w naszym stadzie, Szpieg Jack i mag Kuirai.

Aerta? Jack? Kuirai? Dokończy ktoś?

czwartek, 30 października 2014

Od Skay-cd Michaela-do Aerty

-Damy radę! - próbowałam wesprzeć naszą dwójkę
Odwróciłam się patrząc na basiora. Kulał. Na jego nodze była poważna rana. Krew zostawiała ślady na ziemi. Szliśmy prawie biegiem. Ujrzałam światło w tunelu.
-Michael...Proszę wytrzymaj.. - mruknęłam pod nosem
Byliśmy coraz bliżej, a światło stawało się coraz bardziej intensywne. Świat. Nasz normalny świat. Powiew świeżego powietrza uderzył mnie w twarz. Już nie śmierdziało zgnilizną, już nie było ciemno.
-Udało się - mówiłam z łzami w oczach - Michael. Udało nam się !
Obróciłam się do tyłu. Basior leżał na ziemi. Przytomny ale nie bezsilny. Próbował się podnieść ale to na nic. Podbiegłam do niego. Spojrzałam na ranę. Wyglądało to fatalnie. Krew mieszana z jakimś czarnym czymś. Nie wiedziałam co to. Magia tutaj działała. Zaczęłam coś czarować.
-To powstrzyma ból tylko na chwilkę. Musimy dotrzeć to twojej siostry. - powiedziałam
-Damy ra..dę - próbował się uśmiechnąć ale mu to troszkę nie wyszło.
Pomogłam mu wstać. Podtrzymywałam go aby było mu łatwiej iść. Szliśmy w miarę szybko aby dotrzeć jak najszybciej. Byliśmy już przed jaskinią Alfy. Położyłam Michaela na trawie i wbiegłam do jaskini.
-Aerta ! Pomocy. Szybko ! - krzyknęłam


Aerta ?

Od Michaela-cd Skay

-Cofaj się powoli-powiedziałem do niej i zacząłem warczeć na stworzenia. Cofaliśmy się do tyłu. Musiałem mieć je w zasięgu w wzroku. Porozumiewał się tym dziwnym szmerem. Od czasu do czasu słyszałem tylko piski. Coś oznajmują. Tak to brzmiało. Musiał być jak węże. Wyczuwać ciepłotę ciała. Nie miały oczu.
Cofaliśmy się bardziej. Pomiędzy roślinami i ogromnymi drzewami znajdującymi się w tej..grocie? zobaczyłem znowu tą błyszczącą wodę.
-Szybko!Tam-wskazałem miejsce. Poprzednim razem tak znaleźliśmy drogę ucieczki.
Coś dziwnego stało się gdy byliśmy blisko wody. Stwory jakby się bały. Szeleściły i syczały coś ale nie podchodziły.
-Co się dzieje?-spytała Skay
-Nie wiem. Jakby się..
-Bały..-dokończyła za mnie
-To znaczy, że coś musi tutaj być. W tej wodzie.
-Zarazki?
-Chyba tak, ale lepiej przy zarazkach niż przy nich
-Chyba masz rację.-powiedziała i spojrzała na potwory
Spojrzałem na moje łapy. Zaczęły czernieć...Zacząłem jakby usypiać we własnym umyśle. Wybudził mnie pisk. Znowu coś mówiły
-Więc co robimy?-spytała
-Zostańmy
-Co?! One nas zabiją!
-Boją się tego miejsca. Nie podejdą
-Ale muszą być głodne.
-Niech sobie zjedzą coś innego. Nie pozwolę skrzywdzić nikogo z naszej dwójki-powiedziałem i spojrzałem na waderę.
***
Robiło się ciemniej. Jakby były tutaj dnie i noce, ale to po prostu gdzie indziej wszystko stawało się ciemniejsze. Źródełko świeciło jaśniej. Położyłem się.
-Musisz odpocząć.
-Podejdą
-Nie zrobią tego. Podejdźmy po prostu bliżej wody
-Na pewno?
-Przyrzekam-powiedziałem do niej. Ona też położyła się. Znowu czułem tą ciemność. Pochłaniała mój umysł. Gdy już prawie coś wciągnęło mnie...wtedy usłyszałem najgorszy dźwięk na świecie. Myślałem, że moje uszy tego nie wytrzymają. Wstałem razem z Skay. W oddali zobaczyłem jak stwory jedzą jednego ze swoich, a on jeszcze żył.
-Teraz-powiedziałem
-Co?!
-Biegniemy-chwyciłem ją i popchnąłem. Zaczęliśmy biec. Wcześniej zobaczyłem otwór. Kierowałem waderę a jednocześnie chciałem zabezpieczyć wszystkie strony..
-I co teraz?
-Tam jest otwór. Podrzucę cię. Tam się nie dostaną
-A ty?
-Mam kilka sposobów. Chodź-podrzuciłem ją. Zobaczyłem cienie biegnące w naszą stronę.
-Szybciej!-powiedziała Skay
Skoczyłem. Jeden z nich złąpał mnie pazurami za łapę. Puścił. Na łapie pozostała ogromna rana, ale byliśmy poza ich zasięgiem
-Teraz musimy iśc prosto. Musi się udać-powiedziałem. Zacząłem iśc kulejąc. Zacząłem czuć się słabo. To chyba z utraty krwi, ale i tak szliśmy dalej

Skay?

Od Jack'a

Powoli zniżałem lot. Byłem wyczerpany i zmęczony.  Opadłem wyczerpany na ziemię. Pierwsze co zrobiłem było zniknięcie. Zasnąłem. przez cały czas dręczyły mnie koszmary. jakieś okropne potwory który próbują mnie rozszarpać.  obudziłem się z krzykiem. wystraszyłem przy okazji kilka zwierzaków. przeciąłem się . Zaburczało mi w brzuchu
-Czas coś zjeść-powiedziałem do siebie
Rozejrzałem się .  zobaczyłem tylko małe zwierzątko. Opętanie znów się przydało. Po tym śniadaniu postanowiłem się rozejrzeć. Weszłem głębiej w las. Po kilku godzinach, usiadłem by odpocząć. Nagle  zza krzaków doszedł mnie jakiś hałas

...?

Od Skay-cd Michaela

-Co to do cholery jest ? - zapytałam
-Ukryty świat. Najprawdopodobniej stąd wzięła się zaraza. I widzisz co ukrywało się pod twoim jeziorkiem ?
-Nigdy o tym nie wiedziałam - uśmiechnęłam się
-Okej. Chodź idziemy dalej. I tak nie możemy nic więcej zrobić.
-Dobrze.
Wędrowaliśmy przez wielką jaskinie (nie wiem czy to można nazwać jaskinią.) Krok za krokiem robiło się coraz ciemniej. Już nigdy więcej nie zaufam takim jeziorkom. Na szczęście po przepłynięciu przez tą dziwną wodę nic nam się nie działo. Na razie. I oby na zawsze. Smród nie ustąpił. Mogę powiedzieć że nawet chyba się pogorszył.
-Gdzie jest to pieprzone wyjście... - marudziłam
-Gdzieś na pewno. Wiem że masz dość. I smrodu, i ciemności. Ja też. Chce jak najszybciej się stąd wydostać.
Kręte, ciemne korytarze. To było jeszcze gorsze. Nie wiadomo co może Cię czekać za zakrętem. Nie lubię takiego uczucia.
-Kiedy te korytarze się skończą - parsknęłam
-Ciągną się w nieskończoność. - powiedział Michael
-Bolą mnie już nogi - odparłam
-Mnie też. Jakby magia działała - przerwał.
-Co się dzieje ?
-Znowu ten dziwny szelest...
Faktycznie. Znowu ten dziwny szelest. Odwróciliśmy energicznie głowy. On tam stał. Ten sam stwór co wcześniej. I nie był jeden. Było ich co najmniej trzech. Albo czterech !
-Michael..Ja już chce do domu...


Michael ?

Od Michaela-cd Skay

-Tak. Iść przed siebie-uśmiechnąłem się.
Starałem się zachować poczucie humoru. Było tutaj ciemno i prawie nic nie widziałem. Gdy zgłębialiśmy się w starej jaskini im byliśmy dalej tym bardziej coś śmierdziało. Zgnilizna? Albo , nie wiem już. Ale to był okropny smród
-Ciekawe co tak cuchnie-powiedziałem
-Może stojąca woda?
-Ja tam mam nadzieję, że nie. W wodzie z tej jaskini na 100% będą zarazki choroby.
-To ciekawe co tak śmierdzi-oznajmiła na koniec rozmowy.
Szliśmy jeszcze trochę. Było coraz ciemniej. Usłyszałem coś. Okropny szmer. Odwróciłem się. Szukałem punktu. Zobaczyłem coś dziwnego na skale
-Uciekaj!-krzyknąłem do wadery. Coś zaczęło za nami biec. Było ogromne. Zobaczyłem jakieś światło. Dobiegliśmy tam. To była jakaś świecąca woda.
-Skacz!
-Co?!-spytała wadera
-Musimy-zaryzykować-popchnąłem ją i zaczęliśmy płynąć. Zniknęliśmy pod wodą. Wyszliśmy do jakiegoś korytarza.
-A jak się zarazimy?
-Już i tak tam płynęliśmy, a są szanse, że nie. Tamten stwór zbiłby nas. Lepiej chodźmy dalej
-Jeśli się zarazimy i zginiemy to cię zabiję-powiedziała
-Jak miło. Lepiej chodźmy dalej-poszliśmy korytarzem. Światło, a raczej coś podobnego. To był jakiś świat. Pod ziemią..Byliśmy w ukrytym świecie z którego najprawdopodobniej pochodziła zaraza. Niestety magia nadal nie działała

Skay?

środa, 29 października 2014

Od Skay-cd Michaela

-Zapowiada się ciekawie - uśmiechnęłam się
To nie tak że się nie bałam. Oczywiście że się bałam. Zaraza...Choroba...Śmierć...Nie mam ochoty ginąć w takim śmierdzącym odludziu.
-Michael.. - zaczęłam
-Tak ?
-Damy radę - uśmiechnęłam się - Nie możemy się rozdzielać bo inaczej po nas. Nie wiadomo co może się kryć w tych ciemnościach.
-Masz rację -odparł.
Szliśmy obok siebie uważając na każdy krok i każdy szczegół. No może nie każdy. Ale nie ważne.
-Ciemno jak w dupie ... - powiedziałam
-Jakby magia działała już by nas tu nie było. - odparł Michael
-Masz jakiś plan ?


Michael ?

Od Michaela-cd Skay

Patrzyłem przez jakiś czas na taflę wody. Wadera nie wyłanaiła się wtedy. Zacząłem się martwić. Tedy wynurzyła się i oczywiście Baa!
-Ty jedna-powiedziałem do niej-Bałem się-wskoczyłem do niej do wody. Zaśmiałem się. Oblałem ją wodą. Skakałam tu i ówdzie. Chlapaliśmy się i bawiliśmy jak małe szczeniaki.Stałem naprzeciwko niej. Nagle coś zaczęło się zawalać. Spadliśmy w dół.
Byliśmy w jakiejś ciemnej jaskini.
-Gdzie jesteśmy?-spytała
-W jakiejś ukrytej jaskini. Magia tutaj nie działa-powiedziałem po obserwacji. -Tędy raczej nie wrócimy. Mósimy znaleźć inną drogę
-Więdz chodźmy
-Obawiam się jednego.
-Czego?
-Że są tu tylko świecące robaki. Nic innego. Żadnej żywej istity. Tak samo było..wiesz. Jedyne co tu przeżyje to właśnie robaki lub jakieś zwierze po zmutowaniu. Z czasów tej choroby...

Skay??
Tam, tam, tam -_- ;)

Od Skat-cd Michaela

Gdy Michael mówił o zarazkach i o śmierci przez bakterie w wodzie wpadł mi do głowy pewien pomysł. Zaczęłam głośno kaszleć (udawałam) i bujałam się na boki.
-Skay ? Dobrze się czujesz? - zapytał
-Nic mi nie jest - odchrząknęłam
-Napewno?
-Tak.
-To dobrze. - i zaczął dalej opowiadać lecz ja go nie słuchałam bo byłam w trakcie wykonywania mojego planu.
Wzięłam głęboki oddech i wpadłam do wody. Starałam nie wynurzać się przez pewien moment.
-Skay ? - usłyszałam raz, potem znowu.
Gdy zobaczyłam że basior miał skakać do wody szybko się wynurzyłam z krzykiem :
-Baa !
On odskoczył wystraszony.

Michael ? xd

Od Michaela-cd Skay

Uśmiechnąłem się. Usiadłem przy jeziorku.
-Nie boisz się takich miejsc?-spytałem
-Dlaczego?
-Wrota Chaosu. Właśnie z takich zamkniętych od świata zewnętrznego miejsc wydostały się zarazki. Ale nie tutaj było najgorzej. Tak gdzie były podziemne jaskinie..Ktoś, a zapewne jeszcze człowiek przebił się przez dno takiej jaskini. Zarazki wydostał się  wtedy i zatruły wodę. Z wulkanów wydobywał się niebieski gaz. Też z bakteriami. Na zwierzęta przechodził dziwne choroby, a przez to i na nas. To była apokalipsa. Przeżyli tylko ci najsilniejsi i ci którzy mieli zapisane to w Fatum. Najgorzej było pozbyć się szczątków i pozbyć zarazy...

Skay? Sorcia, ale robię zarazem zadanie domowe

Od Skay-cd Michaela

-Kawałek stąd. Nie jest tak daleko - odpowiedziałam - Możemy się przejść.
-Jasne - odparł
Moja jaskinia nie była duża. Idealnie dla mnie. Znajdowało się tam tyle miejsca ile było potrzeba. W dodatku miałam ładny widok na księżyce.

***

-Daleko jeszcze ? - pytał basior
-Nie w sumie to już tu. - odsłoniłam zwisające z drzewa liany i inne rośliny
Michael wszedł do jaskini. Ja za nim.
-Od razu przepraszam za bałagan ale... jestem leniwa i nie chciało mi się sprzątać - uśmiechnęłam się
-Bałagan ? Gdzie? - zaśmiał się
-Masz może ochotę na coś to jedzenia, albo może chociaż wodę ? Mam swoje ,,prywatne,, jeziorko.
-Pokaż.
Poszłam w głąb jaskini po czym odsunęłam większy kamień. Prowadził on do jeszcze mniejszej jaskini w której znajdowało się jeziorko. Przez dziurę w suficie wpadał blady promień światła.
-Witam w moim prywatnym jeziorku. Jak widzisz przed sobą, mamy wodę, po prawej wodę no i po lewej też jest ...
-Woda - dokończył
-Nie...
-A co ? - zapytał
-Skały - uśmiechnęłam się


Michael ?

wtorek, 28 października 2014

Od Michaela-cd Skay

-Ja osobiście to bym gdzieś poszedł. Na przykład powspinać się po lianach na góry.
-Może byź-powiedziała
-To chodźmy.
***
-Tak właściwie to gdzie masz jaskinię?-spytałem

Skay??

Od Skay-cd Michaela

-Okej - uśmiechnęłam się.
Wróciliśmy do drzewa Ikranów. Michael zagwizdał i za ziemię zleciał jego ,,pupil,,.
-Proszę to dla ciebie - podał Ikranowi robaki
-Chyba naprawdę mu smakują. - uśmiechnęłam się
Mystinen jadł robaki jeden po drugim.
-Fajnie mieć takiego przyjaciela - powiedziałam patrząc na basiora i Ikrana
-Też będziesz takiego niedługo miała..no chyba że wolisz konie.
-Nie. Wolę Ikrany - uśmiechnęłam się - Ale myślę że nie jestem jeszcze gotowa aby stoczyć z jakimś pojedynek na śmierć i życie.
-Nie śpiesz się. Ikrany nie uciekną - zaśmiał się a ja razem z nim.
-Dobrze, dobrze.. To co teraz robimy ?


Michael ?
(ja na dziś kończę. Paa :3)

Od Michaela-cd Skay

Całą noc coś warczało i syczało-dodałem
-Nie słyszałam
-Bo ja już od 100 lat prawie nie spałem. Pilnowałem mnie i mojej siostry. Jeśli zamykałem oczy nigdy na prawdę nie spałem.
-A masz tyle energii
-Taki jestem. A co do energii muszę nakarmić Mystinen'a. Tez potrzebuje energii-zaśmiałem się, a wadera ze mną-Pomożesz mi znaleźć Teylu?
-Co?
-Taki robak. Do 8 cm. Smaczny, ale wolę mięso. Za to Mystinen je uwielbia.
-Dobra-powiedziała
Szukaliśmy. Znalazłem kilka okazów.
-Mam kilka
-Ja też. -To chodźmy-uśmiechnąłem się



Skay???

Od Skay-cd Michaela

-Dobrze - kiwnęłam głową, po czym wdrapałam się na drzewo, Michael zrobił to samo. - Dobranoc..
-Dobranoc.

***

Noc minęła dość szybko. O dziwo nie byłam głodna. Rozciągnęłam się. Tak dobrze mi się spało no ale cóż. Trzeba wstać. Dopiero po momencie przypomniało mi się że spałam na drzewie. Szybkimi małymi skokami zeszłam z drzewa. Nie było aż tak wysokie ale i tak trzeba uważać. Jakbym spadła to połamane kości były gwarantowane. Michael jeszcze spał. Nie wiedziałam czy go budzić czy nie. Postanowiłam że nie. Rozglądałam się dookoła. To miejsce wyglądało całkowicie inaczej niż w nocy. O wiele mniej przerażająco. Przeszłam się kawałek po ścieżce wydeptanej przez zwierzęta. Nie myślałam o tym że się zgubie. Szłam przed siebie. Mijałam bardzo dużo różnych kwiatów. Gdyby było tu tylko mniej morderczych stworzeń byłoby lepiej. Wróciłam do miejsca w którym spałam. Michael stał na ziemi i rozciągał się.
-Wyspałeś się ? - zapytałam
-Można tak powiedzieć. - uśmiechnął się


Michael ?

Od Michaela-cd Skay

-Podgatunek Thanatora-powiedziałem gdy uważniej przyjrzałem się zwierzęciu. Nazywany je wężorykami. (wiadomo, w oryginalnej nazwie jest "wilk")-są o wiele słabsze. Jedna z legend opowiada że powstały z wilka który został zarażony pewną chorobą
-Chorobą?
-Tak. Kiedyś ze 200 lat temu panowała śmiertelna choroba. Matka opowiadała o tych czasach. Choroba zakażała prawie wszystkie watahy. Zaraz po zniknięciu ludzi zaczął się ten okres. Zwany był Wrotami Chaosu. Zostało tylko kilka osobników. Z czasem się odradzaliśmy, ale wiadomo. Po tej chorobie zaczęły pojawiać się zwierzęta. Pojawiły się nagle. I zostały do dzisiaj.
-Was też dotknęła ta zaraza?
-Niestety. U nas była najsilniejsza. Nie wiadomo czemu, może to przez to, że tutaj ...-przerwałem. -Nieważne. Lepiej śpijmy. Jednak lepiej będzie jeśli będziemy spać na drzewach

Skay??

Od Skay-cd Michaela

Lecieliśmy prosto do wody. Zamknęłam oczy z myślą że szybciej znajdę się na dole. Poczułam jak moje ciało wpada do wody. Szybkim ruchem wypłynęłam na powierzchnię. Wyszłam na brzeg.
-Mam nadzieję że tu już nas nie znajdzie - powiedziałam do siebie
Właśnie ,,nas,,.
-Michael ! - krzyknęłam raz, potem znowu
W końcu zobaczyłam go wyłaniającego się z wody.
-Przestraszyłeś mnie. - powiedziałam z ulgą.
-Nie bój się. Już dobrze. Oby nas tylko nie znalazł.
-Mam taką nadzieję.
I znów w mgnieniu oka zastał nas wieczór. Udaliśmy się głębiej do lasu. Rozpaliliśmy ognisko (ciekawe jak...) aby się ogrzać. Usłyszałam szelest w krzakach.
-Słyszałeś to ? - zapytałam zaniepokojona
-Tak. Znowu ktoś chce nas zabić..Eh..
Zaśmiałam się
-To nie jest śmieszne - uśmiechnął się
-Ale sam też się śmiejesz.
-Bo to..
Nagle z krzaków wyskoczył czarny pies. No nie był to do końca normalny pies.
-Co to jest ?! - krzyknęłam
-Nie wiem ale chce nas zabić.
-A co nas tu nie chce zabić ? - zapytałam
Stworzenie nie było zbyt silne. Parę uderzeń i było po nim. Nagle z jednego zrobiło się ich troszkę więcej. Ale spokojnie daliśmy sobie radę.


Michael ?
xD

Od Michaela-cd Skay

Poczuliśmy jak coś zbliża się do drzewa. Poczułem jak serce wyskakuje mi z serca. Thanator nas znalazł. Zaczął niszczyć drzewo. Musieliśmy dalej uciec. Nie było też zbytnio gdzie. Pobiegliśmy dalej. Przed siebie, przez dżunglę. Czas ciągnął się nie ubłagalnie wolno. Czułem każdy krok stfora. Dobiegliśmy do klifów.
-Kurwa-powiedziałem i popatrzyłem jak biegnie na nas ta dzika bestia
-Skacz!-powiedziałem do niej
-Co?!
-Już-popchnąłem ją i skoczyliśmy do wody. Thanator został na górze

Skay?

Jak Avatar to Avatar xD

Od Skay-cd Michaela

Całe wydarzenie trwało może z 10 sekund po czym zaczęliśmy uciekać. Nawet nie wiem przed czym. Dziwny jest ten świat.
-Uciekamy..bo nie damy rady go pokonać - powiedział w pośpiechu
-A co to dokładniej jest ?
-Coś jak pies? Tylko dużo większe i potężniejsze. Nawet nie wiem czy to przypominało psa. Ale jest niebezpieczne. I wiem że my wilki go nie pokonamy.
-Rozumiem - powiedziałam po czym przyśpieszyłam
Gigantyczne coś nadal nas goniło. Skręciliśmy pod duże drzewa i schowaliśmy się w korzeniach. (normalnie Avatar xD)
-Chyba nas nie zauważył - odparłam
-Chyba tak - powiedział Michael - Ale dla bezpieczeństwa poczekajmy jeszcze chwilkę.
-Dla pewności. - dokończyłam
-Tak. Dla pewności.
Siedzieliśmy w ciszy. Było słychać tylko nasze głośne oddychanie.

Michael ?

Od Michaela-cd Skay

Uśmiechnąłem się. Bez ludzi było o wiele przyjemniej i bezpieczniej. Wtedy te stworzenia marnowały wszystko. Nie wspominając, że niszczyły. Teraz jest o wiele lepiej.
-Jak myślisz do której łapy przypadnie ci warkocz?-spytałem
-Nie myślałam o tym zbytnio
-A co do tego. Będziesz wolała latać czy będziesz bardziej koniarką-spytałem. Popatrzyłem w las. Zobaczyłem coś dziwnego. Połysk. Metaliczna skóra. Jasny gwind!(xd)
-Chyba musimy poczekać z twoją odpowiedzią. Musimy uciekać. Thanator-powiedziałem do niej szybko i zaczęliśmy uciekać.
Nawet magia nie da sobie z nim magii tylko Toruk.


Skay?

Od Skay-cd Michaela

Zwierzę zaczęło uciekać. Udaliśmy się w pogoń za nim. Biegliśmy z Michaelem na równi. Po pewnym czasie basior zaczął mnie wyprzedzać. Potężnym skokiem rzucił się na zwierzę. Gdy dobiegłam zrobiłam podobnie. Zwierzę upadło.
-Proszę możesz zacząć - powiedział
-Dziękuję - po czym wgryzłam się w stworzenie. - Mmm.. pycha !
-Cieszę się że Ci smakuje - powiedział i również zaczął jeść.
Oblizałam się. Nigdy nie jadłam tak pysznego mięsa. Naprawdę świat się zmienił. Nie tylko w przyrodzie... Wszystko się zmieniło. Gdy zjedliśmy zwierzę ruszyliśmy w stronę łąki.
-Zawsze lubił przyglądać się tym księżycom.
-Tak. Wyglądają pięknie. - odpowiedział
-Od dawna męczy mnie jedna myśl.
-Jaka ?
-A co jeśli na ziemi istnieje jakiś człowiek?
-Niemożliwe. Ludzie zniknęli zaraz po uruchomieniu tej maszyny. Ahh... ta ludzka głupota.
-Mi tam dobrze bez nich. - odparłam
-Mi też - uśmiechnął się


Michael?

Od Michaela-cd Skay

-Pieśń watahy. Gdy tu jestem lubię ją śpiewać. Ale to opowiem ci innym razem. Co do polowania. Tutaj nie polujemy. Za blisko Drzewa Dusz. do niego śpiewałem. Dlatego powinniśmy iść dalej-uśmiechnąłem się.
-Dobra. To chodźmy
-I jeszcze jedno. króliki są daleko stąd. Tutaj panuje dżungla. Jest inny świat. Stworzenia, inne życie...Chodź za mną-zacząłem biec. Wadera pobiegła za mną. Zwolniłem kroku. Już teraz zacząłem się skradać. Zobaczyłem Sześcionoga. Przesłałem jej przekaz. Polowanie trzeba było zacząć. Popatrzyłęm jeszcze raz na zwierze. Zauważyło zas i zasyczało. Zaczęło uciekać. Zaczęliśmy polowanie



SkaY???

Od Skay-cd Michaela

Słuchałam jak basior śpiewa. Nie rozumiałam nic. Nie znałam języka w którym śpiewał. Patrzyłam na niego nie odrywając wzroku. 
-Pięknie śpiewasz - powiedziałam gdy skończył
-Dziękuję. -odparł
-Kto nauczył Cię tej pieśni ?
-Ojciec..gdy jeszcze żył. 
Poszliśmy dalej. Nagle poczułam burczenie w brzuszku. 
-Widzę że jesteś głodna.
-Może troszkę - odchrząknęłam
-Co zwykle jesz na śniadanie ? - zapytał
-To co się napatoczy. Nieraz królika, jelenia, sarnę. Niekiedy nie jem nic. Tak już czasem bywa. Ale zdecydowanie najbardziej lubię królika. - uśmiechnęłam się - Odbiegając od tematu jedzenia... o czym była ta pieśń ?


Michael ?

poniedziałek, 27 października 2014

Od Michaela-cd Skay

Wadera zasnęła. Postanowiłem nie zmrużyć oka. Byliśmy blisko miejsca modlitw do bogów, ale wiadomo. Zawsze coś może się stać. Jakiś thanator tu przyjdzie lub nie wiadomo co jeszcze. Położyłem się naprzeciwko wadery i obserwowałem otoczenie.

***
Dzień nastał szybko. Skay wstała i przeciągnęła się
-Dobry-powiedziałem-Wyspana
-Nawet
-Powiedziałaś że to miejsce jest piękne?
-No tak
-To chodź za mną-wstałem i zaprowadziłem ją do miejsca modlitw.

Jak nakazywał szacunek połączyłem się z drzewem warkoczem
Zacząłem lekko nucić pieśń

Tampayä kato, tsawkeyä kato,
Trrä sì txonä,
S( ì ) ayzìsìtä kato,
Sì'ekong te'lanä,
Te'lanä le-Na'vi,
Oeru teya si,
Oeru teya si.

Katot täftxu oel
Nìean nìrim,
Ayzìsìtä kato,
'Ìheyu sìreyä,
'Ìheyu sìreyä,
Sìreyä le-Na'vi,
Oeru teya si,
Oeru teya si.

Kato trrä sì txonä
Oeru teya si,
Oeru teya si.


Było to w mym rdzennym języku...

Skay?

Teraz tylko czekać. xd

Od Skat-cd Michaela

Wpadłam do wody. Na szczęście nie była głęboka. Wyszłam na brzeg mówiąc :
-To nie było sprawiedliwe zagranie - uśmiechnęłam się, strzepując wodę z futra na basiora. - To gdzie idziemy ?
-Hm...chodź pokaże Ci coś. - pociągnął mnie za łapę i ruszyliśmy w kierunku lasu
-A co to takiego? - zapytałam
-Niespodzianka - uśmiechnął się
Weszliśmy w las. To miejsce wyglądało na zaczarowane. W sumie jak cała ziemia. Z dnia nagle zrobił się wieczór. Kiedy to upłynęło ? Byłam tak zajęta rozmową z Michael'em że upłynął mi cały dzień. Ale muszę przyznać że świetnie się bawiłam.
Szliśmy dalej. Światła roślin oświetlały drogę.
-Patrz. - pokazał na latające ,,coś,,

-Hmm? Co to ?
-To są dusze zmarłych. Przybierają taką postać i śledzą nas. Coś takiego jak anioł stróż - uśmiechnął się
-Ślicznie tu - zakręciłam się w koło po czym położyłam na trawie.
Byłam wykończona po dzisiejszym dniu. Wtuliłam się w miękką trawę i zasnęłam.


Michael ?
Dziś Avatar na polsacie xd

Od Michaela-cd Skay

-A trenowałaś kiedyś profesjonalną walkę lub sztukę obrony?-spytałem-Bardziej specjalizuję się w magii, a co?
-Mógłbym ci pomóc jeśli chcesz. Często trenuję z pewną osobą...
-Aertą?
-Nie. Ale jeżeli będziesz chciała to powiedz
-Zastanowię się
-Dobra, jakby co tylko pytałem-powiedziałem- ścigamy się?
-Dokąd?-odparła
-Do 1 Księżycowego Jeziora
-Okey-powiedziała i zaczęła biec
Ruszyłem za waderą. Doganiałem ją. Biegliśmy obok siebie. Po jakimś czasie wyprzedziła mnie o nos.. Pierwsza dotarła na miejsce.
-Wygrałam powiedziała
-Zobaczymy-powiedziałem i popchnąłem ją do wody. Uśmiechnąłem się

Skay??

niedziela, 26 października 2014

Od Skay-cd Michaela

-Będę uważać - uśmiechnęłam się 

***

-Wracając... mówiłeś coś o wojnie i o tym że wataha ożywa...to znaczy że ona już kiedyś istniała ? - zapytałam
-Tak. Lecz w czasie wojny wataha upadła. Byliśmy jedną z najliczniejszych stad. Jedną z najsilniejszych. Ale to nie wystarczyło.
Zatrzymałam się. Ta historia przypomniało mi o mojej rodzinie. I o naszej wojnie. 
-Czy.. w tej wojnie zginęła twoja rodzina?
-Nie..Moich rodziców zabił Dzeus.
-Przykro mi..-szłam dalej- Mój ojciec zginął w walce. Nie znałam go. Jak się urodziłam wmawiano mi że wyruszył na podróż. Lecz nigdy z niej nie wrócił. Moja matka była alfą. Miałam być następczynią. Wszystko szło ładnie i pięknie aż do pewnego dnia. Zaatakowała nas inna wataha. Nie byliśmy najsilniejsi. Byłam malutka. Moi bracia i mama walczyli a ja uciekłam. Nie wiem czy ktoś z nich żyje. - mówiłam
-Też nie masz miłych wspomnień co nie ?
-No niestety. Życie nie może być idealne. Ale chociaż coś nas łączy -uśmiechnęłam się
-Racja - odwzajemnił uśmiech 


Michael ?

Od Michaela-cd Skay

Wadera wyszła z jaskini.
-I jak, długo tam siedziałaś
-Mówiła trochę o faunie tej watahy
-W takim razie krótko tam siedziałaś.-uśmiechnąłem się- Gdy nikt nie przychodził do nas przez 100 lat ciągle rozmawialiśmy na ten temat. Znaczy ona gadała ja musiałem słuchać. Ale rodzina...
-Przez sto lat
-Tak. Wtedy była małą wojna. Ale teraz wataha ożywa.-odwróciłem się
-Idziesz gdzieś?
-Traktuj to jako zachętę do spaceru.
-To idziemy-uśmiechnęła się
-Widziałaś już gniazdo żądłonietoperzy
-Nie.
-Zaprowadzę cię. Ich młode są słodkie, ale rodzice jak się wkurzą to mniej -zaśmiałem się

Skay?

Od Skay-cd Michaela

-Zabierz mnie do Alfy- powiedziałam
-Dobrze. - odparł
-A co do Ikranów... muszę się przygotować.
-Nie śpiesz się. 

***

Basior oprowadził mnie po terenie. Pokazał gdzie jest siedziba wilków. Wskazał mi jaskinię Alfy.
-Dzień dobry - powiedziałam wchodząc.
Z ciemności jaskini wyłoniła się wadera. Jej ogon był nietypowy. Dość długi. W sumie moje uszy też są długie. -uśmiechnęłam się do siebie-
-Czy ty jesteś Alfą Watahy Zapomnienia?
-Tak. Jestem Aerta. Jak masz na imię ? 
-Skay... - ukłoniłam się. - Chciałabym dołączyć. 
-Rozumiem. Co tu robisz? I czy jest ktoś z tobą?
-Wędrowałam. Jestem tutaj od trzech dni. Podróżuję samotnie. Jutro miałam wyruszać dalej ale...spotkałam  wilka z tej watahy i doradził mi abym dołączyła.
-Czyli jesteś wilkiem magicznym...Dobrze. Zgadzam się. Witamy w stadzie - uśmiechnęła się - możesz wybrać sobie jaskinię.
-Ja już mam jaskinię. I nie chciałabym się z nią rozstać. - tłumaczyłam
-Niech będzie. 
Aerta była miła. Objaśniła mi zasady dotyczące tej watahy. Opowiedziała historię jej powstania. I także dowiedziałam się dużo ciekawych rzeczy dotyczących magicznych stworzeń. Z uśmiechem na pyszczku wyszłam z jaskini. 


Michael?
Dzięki za frytki, ale ja mam tosty :3

Od Michaela-cd Skay

-Jak dołączysz dostaniesz warkocz. Wtedy zapewne ja jak mi się zdaje zabiorę cię nad skałę gdzie gniazdują.
-A jak się go oswaja?
-Gdy znajdziesz się już na skale większość Zmór odlatuje, jednak te które połączą się z tobą, a raczej połączy bo można mieć tylko jedną będzie próbowała cię zabić
-Walka na śmierć i życie?
-Tak. Nie można używać magii. Tylko siły. I Inteligencji. Trzeba też zwracać uwagę na to, że jest się na wysokości kilku kilometrów.]
-Jak długo masz tego Ikrana?
-Razem latamy od jakiś 100 lat. No może 103-uśmiechnąłem się

Skay?
Chcesz frytki, piekem

Od Skay-cd Michaela

-Wolę latać - odpowiedziałam
-To może kiedyś nadejdzie taka chwila żebyś mogła to spełnić. Ikrany są stworzeniami które przywiązują się tylko do jednego jeźdźcy. Jeżeli oswoi go jeden wilk, drugi nie będzie mógł nim latać.
-Dużo o nich wież ?
-Tylko trochę. Moja siostra wie dużo więcej o tym świecie.
-Jaki jest twój Ikran ? - zapytałam
-Duży - uśmiechnął się. - Jest niebieski ale ma ciemno brązowe łatki. Jest zwinny i inteligentny. Choć na takiego nie wygląda.
-Przekonałam się. Chce dołączyć - uśmiechnęłam się
-Cieszę się. Im więcej tym lepiej.

***

Basior gwizdnął. Staliśmy chwilkę w ciszy. Poczułam chłód na karku. Na ziemię zleciał ogromny Ikran.
-Nazywa się Mystinen. - powiedział Michael
-Ładne imię. - spojrzałam stworzeniu w oczy i podeszłam bliżej. 
Stworzenie zacharczało. Odsunęłam się. Prawie odskoczyłam.




-Nie patrz mu w oczy. Wtedy myśli że chcesz mu coś zrobić.
-A kiedy będę mogła oswoić swojego ? - zapytałam


Michael ?

Ankiety

Pojawiło się kilka ankiet proszę o udzielenie głosów ;DDD

UWAGA!

Proszę aby każdy wysłał mi wiadomość w której przedniej łapie chce mieć warkocz.(zakładka "IKRANY") Proszę o jak najszybsze zrobienie tego.

/Aerta (Maja666666)

Od Michaela-cd Skay

-Chodźmy-powiedziałem i kiwnąłem do wilczycy.
***
-Właściwie co tutaj robiłaś?-spytałem pod drzewem. Wiesz nie widać kiedy kończy się ląd a zaczyna powietrze jakbym to ujął
-Patrzyłam na Ikrany.
-Piękne stworzenia co?
-Tak. Jak je tresujecie?-spytała. Zatrzymałem się i odwróciłem do niej.
-Tak-pokazałem jej prawą łapę. Pomyślałem i teraz mój warkocz pod skórą nie był ukryty.-Warkocz
-Masz to od urodzenia?
-Bogowie ofiarują to wszystkim. Nie jestem nikim wyjątkowym-uśmiechnąłem się.-Jak dołączysz też będziesz taki miała. I będziesz mogła mieć swojego Ikrana. Jak chcesz będę mógł cię nauczyć jak nimi latać. Albo jeździć mrocznym koniem.


Skay?

Od Skay-cd Michaela

Wędrowałam pod drzewami Ikranów. Nigdy nie mogłam napatrzeć się na te stworzenia. Były piękne i duże. Usłyszałam trzepot skrzydeł. Pierwszą myślą było to że leci tu jeden z tych ogromnych stworzeń. Lecz to mnie zmyliło. Spojrzałam w niebo. Wilk ze skrzydłami. Leciał prosto w moją stronę. Wylądował przedemną. Jego szaro-niebieska sierść mieniła się w słońcu. Nigdy wcześniej go nie widziałam.
-Kim jesteś? - spytałam bezpośrednio
-Michael. Należę do Watahy Zapomnienia. A ty?
-Skay...właśnie wyszłam na spacer. 
-Od jak dawna tu jesteś - wypytywał mnie basior
-Trzy dni. Ale to nieistotne. Jutro wyruszam w dalszą wędrówkę. -odparłam
-Ale nie musisz. Możesz tu zostać. Na pewno nie jesteś zwykłym wilkiem. My szukamy kogoś o tajemniczych mocach. Myślę że ty jakieś masz...mogę wiedzieć jakie?
-Magia...i śmierć. Ale zaraz jakie ,,my,, jest nas tu więcej ?
-Tak. Jeżeli chcesz możesz dołączyć do Watahy Zapomnienia. Na pewno ktoś taki jak ty nam się przyda. 
-Dobrze... I tak nie mam gdzie iść.


Michael? 

sobota, 25 października 2014

Od Aerty-cd Kidy

Leciałam daleko. Wylądowałam na jednym z wielkich, kamiennych łuków. Nie mogła mówić prawdy. Poza tym spotkam matkę już za kilka dni. Wyjdzie na chwilę z Ogrodów. Bo jakby inaczej. Wstałam i otarłam łzy. Zwinęłam skrzydła. Podeszłam do przodu i...skoczyłam.
Leciałam w dół. Patrzyłam jak ziemia zbliża się nieubłagalnie szybko. Wiatr muskał mą sierść. Rozpostarłam skrzydła i zatrzymałam się w powietrzu. Teraz tylko wrócić do jaskini...

Kida?
Sorki, live'a oglądam

Od Kidy - C.D. Aerty

- Aerta! - krzyknęłam gdy ta odlatywała. - Aerta!
- Zostaw ją w spokoju - powiedziała do mnie wyrocznia. - Musi odpocząć.
Odwróciła się ode mnie. Znów zaczęło mi piszczeć w uszach. Nie rozmawiała z Kenyą. Teraz mówiła do Dina. Odeszłyśmy z siostrą na bok.
- Czemu Aerta uciekła? - spytała Kenya.
- Nie wiem, to tajemnicza wadera... - odpowiedziałam. - Kenya!
- Co? - wystraszyła się.
- Chcesz tu zostać? - spytałam.
- Może... - westchnęła. - Chętnie zostałabym z psami...
- Kenko - powiedziałam troskliwie. - Jesteśmy coś winne Aercie. Powinnyśmy zostać. Kenyu?
- Dobra! - prychnęła. - Tyko musimy ją odnaleźć.
- Nie musimy szukać jej! - powiedziałam. - Ona ma brata.
- Michael jest tam, gdzie poznałyście Aertę, tam go spotkacie - usłyszałam za plecami głos Wyroczni i podskoczyłam ze strachu. - Po drodze spotkacie sześcionoga. Jesteście głodne, wiec Artemida go wam pośle. Nie traćcie czasu! Bo miniecie się z Michaelem!
Spojrzałam za Wyrocznię. Dino skinął na mnie głową. Żegnajcie - pomyślałam i zaczęłyśmy z Kenyą zbiegać po stoku, aby spotkać się z bratem Aerty.

<Aerta?>

Od Aerty-cd Kidy

Podeszłam do wadery. Oczywiście zemdlała. Bardziej się tego spodziewałam po basiorach, a nie po niej. Nabrałam ogonem rosę, która została jeszcze na trawie i pojeździłam jej po pysku. Po chwili wadera ocknęła się. Odeszłam na bok. Nie chciałam mieszać się w sprawę z szczeniakami to sprawa tamtego psa i tak powinno zostać. Patrzyłam na wyrocznię. Podeszła do mnie. Nie byłyśmy w odległości na tyle bliskiej żeby inni nas słyszeli. Aż chciałam włamać się do jej umysłu i dowiedzieć się prawdy. Prawie rozszyfrowałam kod.
-Matka za wiele cię nie nauczyła
-Nie miała czasu, zginęła-powiedziałam
-Twoja matka żyje. Znasz ją
-Raczej znałam. Bo niby kogo zakopywałam?
-Twą przybraną matkę. Była twą opiekunką. To nie twoja matka
-Kłamiesz!!-wykrzyknęłam jej w twarz. Rozwinęłam skrzydła i wzbiłam się w powietrze


Leciałam nad lasem. Z moich oczu kapały łzy. Może wiedzieć wszystko, ale jak śmie?! Nie jest godna tego stanowiska skoro się myli. Nie jest godna niczego! 
Na myśl o mej matce przypomniał mi się obraz z dzieciństwa.
Ma matka leżała a ja z bratem bawiliśmy się, a raczej on. Ja obgryzałam kość




Kida??

Od Kidy - C.D. Aerty

Czas płynął szybko. Wyrocznia przerwała modlitwy i kazała nam oddalić się. Niechętnie opuściliśmy okolice pomnika i domu wyroczni. Była już na dobre noc. Gest wręczenia Sylanowi kwiatu był czymś cudownym. Jednak chciała coś dobrze. Na znak przeprosin gdy byliśmy już w miejscu noclegu, oddalam pokłon Aercie. Była tym lekko zmieszana, ale gdy układaliśmy się do snu poprosiła mnie o położenie się obok.
- Ta straszliwa latająca bestia - zaczęłam. - co to było?
- Myślałam, że zaczniesz rozmowę od czegoś innego - zachichotała. - To była zmora górska - ikran.
- Dziwaczny stwór - podsumowałam.
- Gdy dołączycie do watahy to bogowie może i wam pozwolą na ikrana.
- To ja już podziękuję. Nie dosiadłabym takiej bestii nawet za zostanie kolejną boginią.
- Mogłabyś jeszcze mieć mrocznego konia.
Przypomniałam sobie te wielkie, sześcionogie bestie.
- Już bym takiego wolała, ale i tak - nie.
- Twoja strata - powiedziała. - Zdobyłabyś przyjaciela na dobre i złe.
Zaśmiałyśmy się cicho.
- Powiecie mi coś o sobie? - zapytała.
- Chyba musimy - odparłam i zaczęlam opowieść o naszym życiu, przygodach. To pozwoliło zapomnieć na jakiś czas o Maishy. Sylan spał. Był bardzo zmęczony. Zresztą jak wszyscy.
Gdy kończyłam opowieść i doszłam do fragmentu gdy ją spotkaliśmy, kazała mi skończyć.
- A opowiesz mi o sobie? - zapytałam. - Albo o watasze?
- Skoro musisz wiedzieć mam brata - powiedziała. - Nie będę cię męczyć nudnymi opowieściami! Śpij już.
Podporządkowałam się rozkazowi.

Rankiem obudziłam się druga. Wszyscy spali, ale Aerty nie było. Słońce jaśniało wysoko na niebie. Zaczęłam budzić resztę. Na końcu Kenyę.
- Kenya, śpioszku! - mówiłam półgłosem potrząsając siostrzyczką. - Wstawaj! już południe!
Ruda waderka podniosła się z ziemi.
- Gdzie Aerta? - zapytała mrużąc oczy.
Ale po chwili już wiedziałyśmy. Wyrocznia i Aerta szły niosąc w pysku kosz. Obejrzałam się. Sylan już biegł wesoło do wilczyc, ale gdy był blisko zwolnił. Nawet stąd widziałam otwarty w zdumieniu pysk. Po chwili odwrócił się i zniknął wśród drzew płacząc. Nie spodziewał się, że ujrzy szczeniaki zamiast ukochanej.
Wilczyce z koszem podeszły bliżej. Położyły go na ziemi. Wyrocznia podeszła do Linki, w której oczach kręciły się łzy.
- Niech bogowie mają ją w opiece - powiedziała i przytuliła Linkę. Ta nie umiejąc już powstrzymać łez zrobiła to samo co Sylan - uciekła do lasu.
Myślałam, że jest twardsza - powiedziałam w telekinezie do Dina.
Też byś tak zrobiła gdyby Kenya umarła - odparł.
Ale Kenya to moja siostra... - wytłumaczyłam się.
A Maisha Linki nie? - powiedział ironicznie.
Tego nie wiedziałam. Maisha i Linka były siostrami? Aż mi głupio! Załamałam się i upadłam na ziemię. Zemdlałam.

<Aerta?>

Od Lorem

Siedziałam sokojnie przy drzewie nadsłuchując pochlupywanie wody, oraz szum liści. Wiatr pęłzną po moim futrze  w stronę przeciwną. Zachodzące słońce raziło mnie w oczy płomiennym blaskiem. Moje oczy wpatrywały się w jednym punkcie,a mianowicie w postać wilka. Przez parę dobrych godzin siedział i wylegiwał się na słońcu. Po czasie wzięłam się na odwagę i wstałam. Podparłam się łapą, ziewając. Podbiegłam w jego stronę pozostawiając za sobą palące smugi, które po krótkim czasie "wyparowały". Miałam lekkie wrażenie że on/ona nie chce mnie pod swoim towarzystwem. Po czasie miałam się o tym dowiedzieć.
 Przybrałam formę białego kruka podlatując do niego.. lub niej. Nawet będąc blisko nie widziałam twarzy. Wylądowałam podchodząc dość blisko. Nagle promienie słońca zaczęły razić mnie w oczy, zmuszając do "ucieczki". Lekko się uniosłam, po czym straciłam kontrolę nad mocą i pod postacią zwykłego wilka uderzyłamnw ziemię tuż przy nieznajomym.

 Ktoś?

Od Aerty-cd Kidy

Usiadłam na jakimś głazie. Wszyscy mruczeli coś pod nosem. Przyłączyłam się do nich. Jednak bardziej bałam się o młode niżeliby matkę. Najbardziej boli to, że zna się matkę przez tak długi okres życia a potem ona umiera. Następnie cała rodzina i wszystko co kochasz. Jeżeli się nie podniesiesz umrzesz razem z nimi. Tylko, że wtedy nie myślisz już o przyszłości tylko o tym co straciłaś.(co się straciło). Myślisz nieracjonalnie. Przepełnia cię żałoba. To uczucie pustki, zagubienia. A jeśli już się podniesiesz trwa to kilka lat. A rana zmienia się w bliznę. Jednak ta blizna nie schodzi, tak jak nie zapomina się o rodzinie, wspomnienia wracają w każdym śnie. Ale niektóre są miłe. Ja tak mam. Nieraz widzę matkę i ojca. Wyglądają tak samo jak sto lat temu, chociaż teraz mieliby prawie 200. Patrzyłam na suczkę. Wstałam się i poszłam wyżej. Teraz wszyscy patrzyli tam gdzie leżała ciężarna. Gdy byłam wystarczająco wysoko wydałam z siebie dźwięk jakby gwizdu. Po chwili przyleciała Destiny. Wskoczyłam na jej grzbiet w locie i połączyłam się warkoczem. Kierowałam nią w myślach. W ciągu kilku chwil nie widziałam reszty. Wolałam nie czytać co mówią ich oczy. Przyśpieszyłam Zmorę. Będą odmawiać modlitwy jeszcze pół dnia, a nawet dzień na pamięć Maishy.
Leciałam z pół godziny. Zniżyłam lot i wylądowałam Ikranem. Zszedłam z Destiny po czym udałam się daleko w głąb dżungli. Przebyłam moczary thanatorów i byłam na cmentarzu. Dzięki bogom żadnego nie spotkałam. Cmentarz znajdował się właśnie tutaj aby odstraszyć inne zwierzęta. Leżał na granicach terenu watahy więc może i zabłąkanych wilków, które przez przypadek tu dotarły.
Wkroczyłam na martwą ziemię spowiłą prochem wypalonych jeszcze niecałe 100 lat temu żywych roślin. Poszłam na środek całego cmentarzu. Był tam dwa groby, a na brzegach cmentarza inne. Na brzegach razem z bratem pogrzebaliśmy całą watahę. Jednak największym bólem było grzebanie rodziców. Własnymi łapami. Płakałam nieustannie gdy ich zakopywałam. Teraz już jestem przyzwyczajona. Czuję jak smutek ściska mi serce. Ukłoniłam się przed grobami
-Witaj matko, witaj ojcze-zaczęłam rozmowę-chciałam was o coś poprosić. Wy jeseście teraz w ogrodach, ale chciałam się was spytać czy mogę wziąść trochę kwiatów i pyłów dla jednej suczki. To byłby mój dar. Chce poświęcić swe życie. Boli mnie ta decyzja. Daje żyć innym poświęcając swoje życie, ale wy na pewno wiecie o czym mówię. Jeśli nie spytajcie się Cerbera. Powiem Hekate, aby przez swojego pupila przekazała wam wiadomość. Więc mogę?-zaczął wiać wiatr. Ciepły i zimny. Na zmianę. Ciepłym rozmawiała matka, a zimnym ojciec
-Dziękuję wam za zgodę.-poszłam dalej za cmentarz, do ogrodu. Zerwałam najpiękniejszy kwiat

Posypałam go prochem i wracałam. Pokłoniłam się jeszcze rodzicom i wychodząc ze cmentarza nuciłam pieść:

"Kolejny raz budzi Cię ten znajomy głos
Słodycz jej śpiewu obezwładnia i koi
Opętany, nieświadomy podążasz w jej stronę
Zatopiony w jej śpiewie Umierasz powoli

Morze w kolorze martwego błękitu
Dobrze zna swój sekret - syreni śpiew
Fale wyrzucą na brzeg Twą pustą łódź
Pozorna rozkosz zgubiła Cię…

Pieśń śmierci
Zatrute piękno,
Pieśń śmierci
Żądza i strach
Pieśń śmierci
Słodycz tych kilku nut
Pieśń śmierci
Znów rozbrzmiewa w twoich snach

I na nic łzy tych którzy czekają
Ta złudna rozkosz tylko jedną chwilę trwa
Mroczne legendy na zawsze przetrwają
Syreni śpiew, piękno pod maską zła"

Syreny miały tu symbolizować anioły śmierci. Tak to rozumiałam...
Wyszłam ze cmentarza. Usłyszałam szelest. Paprocie zaczęły ruszać
-Cholera!-powiedziałam z kwiatem w pysku i zaczęłam biec. Gdy tylko to uczyniłam z mroku zarośli wyłoniła cię ogromna postać-Thanator...
Mijałam drzewa. Cieszyłam się że byłam szybsza. Jednak zjawił się drugi. Otoczyły mnie warcząc na siebie kłóciły się o zdobycz, której nie zdobędą. Zbliżały się. Jeden skoczył na mnie lecz się odsunęłam. Wylądował naprzeciwko tego drugiego. Drugiej szansy nie będzie-pomyślałam. Zaczęłam biec nie zwracając uwagi na walczące thanatory. Mnie dzisiaj nie zjedża. Szybko wskoczyłam na Destiny która właśnie przyleciała. Połączyłam się z nią i odleciałam. Popatrzyłam jeszcze raz  na miejsce gdzie przed chwilą mogłam zginąć i kierowałam Zmorą. Przyśpieszła. Wylądowałam za górą i wspiełam się do innych. Podeszłam do Sylana i dałam mu kwiat, aby wręczył go Mishy. Wróciłam na swoje miejsce. Widziałam jak młodsza wadera dziwnie się na mnie patrzy. Spojrzałam na nią . Odwróciła głowę i wróciła do modlitwy. Wyrocznia dała znak aby modlili się dalej. Na chwile zamilkła. Dostałam wiadomość otoczoną ogromną magia by nikt nie naruszył naszej rozmowy
-"Po co tam byłaś"
-"Po kwiat wyrocznio"
-Prosiłaś matkę i ojca"
-"Tak:
-"A więc popełniłaś błąd"
-"Dlatego, że prosiłam"
-"Dlatego, że powiedziałaś kłamstwo"
-"Jakie?"-spytałam w myślach
-"Dowiesz się za kilka dni, w twoje urodziny"
-"Dlaczego wtedy?"
-"To matka przekaże ci prawdę"
-"Wyjdzie z ogrodów?"
Pokiwała głową.
-"Musi przecież nie mogła trafić do..sama wiesz"
-"To nie o to chodzi"
-"Więc o co?"-spytałam. Odpowiedziała mi pustka. Zakończyła rozmowę. Zrzerało mnie to. Dlaczego?! O to chodziło?!

Kida??

Od Kidy - C.D. Aerty

Spojrzałam na psy i siostrę... Maisha znów leżała, słaba i umierająca... Jeżeli wyrocznia coś zmieni to musimy ją odwiedzić! Spojrzałam na Aertę. Nie budziła już mojej sympatii tak jak na początku...
- Prowadź nas - nakazałam jej.

Pół godziny później byliśmy, jak powiedziała Aerta w jednej trzeciej drogi. Maishę niosłam tak blisko, ze prawie mnie dotykała. Kenya szła po mojej prawej stronie, samce i Linka przed nami a pochód prowadziła Aerta.
- Nie ufam jej - szepnęła do mnie Maisha. - Jest taka... dziwna...
- Chodzi ci o jej religijność? - zapytałam, a Kenya zarumieniła się, choć słabo było to widać przez gęstą rudą sierść. - Jeśli ta wyrocznia pomoże to Aerta będzie ci alphą.
- Chyba nie chcesz dołączyć do tej głupiej watahy? - oburzyła się.
- Może tak będzie lepiej? - westchnęłam. - Kenyu, wędrujemy rok, albo i więcej. Często ledwie przeżywamy. Może osiedlenie się gdzieś to dobry pomysł. Znalazłybyśmy ukochanych, założyły rodziny... Chroniłaby nas liczba członków stada, a na dodatek uzbrojonych w magię. Nie musiałybyśmy się już ukrywać. Pomyśl! Kenya!
- Może i masz rację, ale ja i tak nie ufam tej... Tej... - jąkała się szukając określenia.
Tymczasem pochód zatrzymał się. Aetra odwróciła się do nas przodem. I wygłosiła przemowę:
- Dotarliśmy na Terytorium Mrocznych Koni. Nie są groźne. Mogą nas postraszyć, ale same boją się nas bardziej niż my możemy się bać ich.
Odwróciła się powtórnie i dalej przodowała, prowadząc nas.
- ... Bestii rodem z Hadesu - odnalazła się Kenya.
- Kenya! - skarciłam ją. - Możesz ją obrażać jak chcesz, ale nie mieszaj w to bogów!
- Przepraszam... - jęknęła. - Po prostu jestem zła, że nie chce pomóc Maishy.
Uśmiechnęłam się do siostry ponuro. Niesiona przeze mnie suka pisnęła cicho. Teraz liczy się czas.
Byliśmy już daleko w głębi terenów tych koni... Może tamta bestia, którą spotkaliśmy była koniem? Ta teoria szybko się potwierdziła. Aerta kazała nam być cicho, gdy przechodziliśmy przez pewną polanę. Stał na niej taki sam stwór, co wtedy, przed poznaniem wadery. Może i przypominał w czymś konia, ale jak koń nie wyglądał. Przynajmniej według mnie.

Od Michaela

Gdy wstałem bzem sam w jaskini. Aerta nadal nie wróciła po nocnym spacerze, ale to ona. Przeciągnąłem się i ziewnąłem. Świtało. Wciągnąłem świeże powietrze. Poszedłem się przejść. Wkroczyłem w zarośla. Wysoka trawa drażniła moje oczy, ale po czasie przyzwyczaiłem się. Znalazłem idealne miejsce i położyłem się na błękito-zielonym mchu. Zamknąłem oczy i wsłuchiwałem się w przyrodę... Coś nagle wzbudziło we mnie niepokój. Poczułem odór jakby zgniłych jaj. Wstałem i podeszłem jakieś 30 metrów na północ. Zobaczyłem Piekielne Osy. Zakładały gniazdo-dlatego tak cuchniało. Musiałem co wymyślić aby się ich pozbyć. Kilka użądleń i padasz zatruty. Nikt nie może ci pomóc. Chciałem wezwać siostrę, ale ni wykrywałem jej na terytorium.
Pewnie wzięła Ikrana i już jej nie ma -pomyślałem. Zacząłem czarować zatrutą mgłę, którą posłałem na chmarę Os. Chwiały się i zasnęły. Nie zabiłem ich ale przynajmniej mnie nie użądlą. Otoczyłęm je barierą ochronną żeby się nie ruszały. To powinno na jakiś czas wystarczyć.
Udałem się na drzewo Ikranów. Ikran mojej siostry tam był. Coś było nie tak. Już chciałem wezwać mojego "pupila" gdy usłyszałem szelest. Sprawiłem sobie skrzydła. Zleciałem z wysokiego na kilkaset metrów drzewa i ujrzałem wilka
-Nie wierzę własnym oczom. Osoba do watahy. Skoro jesteś tutaj masz duszę, która na to zasługuje-powiedziałem

Ktośku?

piątek, 24 października 2014

Od Aerty-cd Kidy

Wracałam do nich. Musieli coś nucić...Nie lubiłam śpiewać. Chciałam wiedzieć tylko coś o mojej rodzinie. Jeszcze ta sprawa z watahą. Nic nie mówiłam. Starałam się nie słuchać. Nie lubiłam tym bardziej takich piosenek. Żałowali czegoś, żegnali kogoś kogo jeszcze Tanatos nie przeprowadził przez wrota opatulając swymi czarnymi jak noc skrzydłami.  Odeszłam na bok. Gdy skończyli śpiewać podeszłam.
-Nie myśl, że zmienisz fatum-powiedziałam.-Bogowie postanowili to uczynić i tak się stanie. Nie przekonacie ich płaczliwymi pieśniami. Oni nigdy nie zmieniają decyzji. Radzę wyruszyć do wyroczni. Leży na siódmej górze za terytorium mrocznych koni. Musicie tam iść. Mogę pójść z wami. Wtedy dowiecie się czy pisane jest jej śmierć czy życie. Tutaj nawet Chaos nie pomoże

Kidy?
Nie wiem co się ze mną za przeproszeniem Kurwa dzieje, ale co drugie opo pisze takie krótkie...

Od Kidy - C.D. Aerty

Nie miałam ochoty krzyczeć na Kenyę, gdy ta wróciła do nas. Nie miałam ochoty patrzeć na Dino i Linkę prowadzących mą siostrę... Myślałam o Maishy. Leżała tu, obok i umierała... Sylan odszedł jakiś czas temu... Pewnie już opłakuje ukochaną... Podniosłam się jednak z ziemi i spojrzałam w niebo. Wysokie drzewa prawie całe zasłaniały...
- Jeśli istniejecie - zaczęłam krzyczeć w górę. - Jeśli, wtedy uratujecie ją! Myślicie, że w Was kiedykolwiek wątpiłam?! Zawsze wierzyłam! Zawsze! Urodziłam się kochając Was! Rodzice wybrali mi na patronkę Hekatę, bo wiedzieli, że będzie mnie miała w opiece! Ja wierzyłam, że jej opieka przeleje się choć kroplami na moich bliskich! Wierzyłam, że to Hekata zawsze posyłała mi i Kenyi błogosławieństwo innych bogów! Gdy byłyśmy głodne Artemida zsyłała nam zwierzynę, gdy walczyłyśmy Ares niósł nam zwycięstwo! Czemu, gdy dotarłam do kraju danego nam, wilkom przez Was nie chcecie zająć się moimi przyjaciółmi?
Rozpłakałam się. Odwróciłam się od Maishy, Kenyi, Dina i Linki... Trwała cisza. Tylko co jakiś czas, las niósł delikatnie odgłosy potworów. Nagle usłyszałam jęk. to Maisha. Jednak to nie był zwykły jęk... Suka zaczęła się podnosić. Odwróciłam się. Ona coś szeptała... Znałam ten tekst...
- Gdy zniknie nadzieja... Odejdzie gdzieś w... las... - mruczała. To była pieśń stara. Z legend wilków...
- To wtedy mój drogi. Smutek wśród... nas... - kontynuowała Linka. Pociągęła głośno nosem i jęknęła.
- Odwaga i radość... - mówił dalej Dino.
- Znikają raz dwa... - dołączyła Kenya.
- I wte... - kaszlnęła Maisha. Linka podeszła do niej uśmiechnęła się w płaczu i podjęła pieśń:
- I wtedy kochanie, pomogę Ci ja. 
Smutek i radość uczucia to dwa. - dołączyła reszta.
- Różni je nadzieja, oraz jej brak.
Choć słowa bez znaczeń są wszędzie wśród nas.
Życie bez nadziei jest jak pusty las...
Od słowa do słowa szczera jest pieśń ta.
W nadziei mam radość oraz jej brak.
Czy kochasz swe życie równie tak jak cię ja?
Nie, kocham bardziej Cię, przecież mnie znasz...
Las wypełnił się cichą melodią pieśni. Wiatr niósł słowa "Nadziei" na całą krainę. Między drzewami dostrzegłam Aertę.

<Aerta?>

Od Aerty-cd Kidy

-Nie skrzywdzę kogoś kogo szanuję. Postąpię według fatum*-powiedziałam i popatrzyłam na nią-Niestety postąpię tak jak powinnam, a może nie? Najlepiej jest zabić ją albo młode. To uczyniłaby Hekate-ma najbliższa bogini-odwróciłam się. Zaczęłabym przeklinać wszystkich bogów, ale czułam się z nimi zbyd związana. Jakbym była z nimi połączona magiczną więzią.  Gdy byłam wystarczająco daleko wspięłam się na drzewo. Byłam blisko gniazd żądłonietoperzy. Obserwowałam jak jedne młode bawią się wzajemnie. Poewnie dwie płci-pomyślałam- zwykle samiec zabija samca a samica samicę.
Zeskoczyłam. Usłyszałam szelest. Nagle przedemną wybiegł Sześcionóg. Przestraszył mnie. Szybko przebiegł gdzieś... Opadłam z sił. Nie wiem co się działo. Nie czułam łap. Zmieniłam się w wilczycę ze skrzydłami ale dodatkowe końćzyny szybko zniknęły. Zaczęłam ciężko oddychać .Krztusiłam się. Nagle się obudziłam. Leżałam na plaży przy klifie. Jak się tutaj znalazłam? Przynajmniej to część watahy. Wróćiłam do kundli-jak mówiłam na psy i czekałam co powie tamta. Nie mogłam im pomóc. Zbyd wiele można stracić. Wolałabym postąpić jak Hekate i skrócić ból i pozwolić waderze dalej żyć.

Kida?
Brak weny ;c

Od Skay

Właśnie sprzątałam swoją jaskinię gdy poczułam ucisk w żołądku. Zrobiłam się głodna. Wnioskując po słońcu doszłam do wniosku że jest około godziny 11. Nie jadłam nic od rana. Wybiegłam z jaskini. Pobiegłam na łąkę. Tam miałam największe szanse że coś upoluję. Zza wysokiej trawy wyłoniła się łania. Była dość potężna. Rzuciłam się na nią i wbiłam kły w szyję. Po kilku zbędnych ruchach upadła na ziemię. Ugryzłam świeże mięso. Resztkę która została zaciągnęłam do jaskini. Wchodząc do niej wyczułam zimny chłód na plecach. Jakby ktoś mnie obserwował. Zdobycz schowałam do zagłębienia w ścianie jaskini. Było to coś ala schowek. Nadal czułam się obserwowana. Z przerażeniem wyszłam na przód jaskini. W krzakach mieniło się  futro. Białe? Czarne? Nie wiem... nie chciałam kolejnych kłopotów. Zapytałam łagodnie :
-Kim jesteś ?
Cisza. Krzaki ruszały się nadal. Zeskoczyłam ze skały i podeszłam bliżej.
-Kim jesteś ?
-Nie wiem..Ale to nieistotne. - odpowiedział czyjś głos. Niestety nie mogłam rozpoznać czy był to męski czy żeński.
Pojawiła się mgła. Postać jakby wyparowała.
-Co tu się dzieje ? - zapytałam sama siebie.
Odetchnęłam głęboko i wróciłam do jaskini na dalsze sprzątanie. Lecz coś było inaczej. Wrażenie bycia obserwowanym nie minęło. Denerwujące uczucie biegało za mną jak szalone do końca dnia. Wieczorem zniknęło.


Ktoś dokończy ?

czwartek, 23 października 2014

Od Kidy - C.D. Aerty


- Leż Maisha – szepnęłam do suki. - Leż, ci...
Gdy Aerta odeszła zajmowałam się naszym stadkiem. Kenya gdzieś mi zniknęła. Zaczęłam się o nią martwić. Nigdy sobie nie wybaczę jak się coś stanie. Miło, że Linka i Dino poszli jej poszukać. Niestety mam jeszcze jeden problem. Maishy rośnie temperatura. Jeśli nic nie zrobimy umrze, a w najlepszym przypadku poroni. Dlaczego Aerta jest taka niemiła dla psów? Racja, nie mają magii, ale są naszymi krewnymi. Musimy to uszanować.
Po chwili dostrzegłam Aertę. Musiałam znów spróbować, jednak to Sylan podszedł do wilczycy pierwszy.
- Błagam Aerto! - powiedział. - Wylecz mą ukochaną, a ja, Dino, Linka i Maisha odejdziemy i nigdy więcej nas nie zobaczysz!
Wadera się zmieszała. Ja też byłam w szoku. Aerta minęła psa i skierowała się do mnie.
- Kim wy jesteście? - zapytała patrząc mi w oczy.
- Co? - zdziwiłam się.
- Ty i ta ruda – wytłumaczyła. - Skąd pochodzicie?
- Z daleka, bardzo daleka.
- Macie magię – zauważyła. - Jakie są twoje czary?
- Czemu nie sprawdzisz? Umiesz włazić do głowy.
Poczułam lekkie ukłucie w głowę, jednak je odepchnęłam.
- Nie pozwalasz mi sprawdzić. Czemu?
- Bo tak mogę – odparłam. Aerta była zmieszana. - Pomóż jej – poprosiłam. - Odejdą.
- Gdybym mogła to może i bym pomogła tym psom.
- Czemu nie możesz?


<Aerta?>

Od Aerty-cd Kidy

Patrzyłam na nie.
-Jak tu dotarliście?-spytałam. Nienawidziłam obcych. To że dotarli tutaj to zaledwie mały wyczyn
-Normalnie-powiedział jakiś pies-podeszłąm do niego i spojrzłam mu prosto w oczy. Zobaczyłam wszystkie lęki i przeszłość. Gdy opuściłam jego umysł patrzył na mnie z przerażeniem
-Taki kundel niech nie odzywa się bez pytania.-powiedziałam. To co powiedziała mi Hekate wystarczyło. Posłucham tylko tych dwóch.-Jeśli chcecie dotrzeć naprawdę do watahy musicie odnaleźć sami drogę. Dotarliście do Jungli. A co z przestworzami? Co z morzami?-zaczęłam mówić-Nie słuchaliście serca. Rozum tu nie pomoże. A serce nie zadziała dopuki nie zostaniecie sami. A raczej same. Te psy nie mają prawa poznać sekretu-to mówiłam z bólem. Wataha mogłaby mieć wiele członków, ale Hekate wyraźnie powiedziała. Te dwie.- Musicie decydować ja muszę wyruszyć spowrotem. Zło naciero coraz bardziej. Musicie się pośpieszyć. Same! Inaczej nie pozwolę wam przekroczyć ściany umysłu.-zmieniłam się w mgłę. Już mnie tam nie było. Szłam na rozmowę z Hekate.
***
-Jesteś mi bliższa niż córka, lecz nie mogę na to pozwolić-powiedziała po dłuższej już rozmowie
-Ale oni też mają prawo żyć z nami!
-Ale czy wyznają prawdę?-spojrzała na mnie
-Matko!
-Jeżeli zmienisz mą decyzję nie pozwolę ci na mnie tak mówić
-Ale..
-Żadnych ale! Dowiesz się dlaczego tak postąpiłam w przyszłości-zniknęła
Opadłam na ziemię. Gdy rozmawiałam z nią miałam całkiem inny wygląd teraz byłam normalna. Teraz jednak musiałam się spotkać..no właśnie z Ateną Wyczepywało mnie to. Podniosłam się i poszłam do mojego miejsca narad w sprawie modłów i watahy. Po długim czasie pojawiła się majestatyczna Atena
-Witaj bogini-ukłoniłam się
-Po co przybyłaś Aerto?
-Wiem. Miałaś mi powiedzieć o mej matce coś ważnego
-Nie rozumiesz. Jesteś za młoda.
-Wiesz że mam prawie 100 lat!
-Matka sama ci powie o co chodzi gdy będziesz miała te 100 lat
-Zmartwychwstanie?
-Zobaczysz. A może zobaczysz co robią wadery-popatrzyła na mnie
-Dobrze-powiedziałam

Kida-sorcia mam inne opo do skonczenia

Od Kidy


- Kida! Kida! - słyszę głos mojej kochanej, małej Kenyi. - Wstawaj!
- Już wstaję, już! - śmieję się podnosząc ciało z wilgotnej od rosy trawy. - Pali się las, czy jak?
- Jestem głodna – powiedziała jak szczeniak Kenya. - Zapoluj!
- Najwyższa pora, abyś i ty nauczyła się polowań – uśmiechnęłam się. - Chodź ze mną, dziś zagonisz do mnie sarnę.
Moja mała siostrzyczka uśmiechnęła się szeroko i zatrzymała ten uśmiech w minie pełnej radości i nadziei. To lubiłam. Gdy Kenya jest szczęśliwa.
Udałyśmy się nad pobliską rzeczkę. Płynęła w niej krystalicznie czysta woda. Piłyśmy dużymi łykami. Wtedy zobaczyłam w błocie tropy. Nie były one co prawda tropami sarny, ale pasowały do innego, a raczej innych zwierząt. Dzika świnia z młodymi. Taki smakołyk, prosiaczek. Pokazałam siostrze ślady, opisałam jak je rozpoznać i w ogóle... Potem powęszyłyśmy i od razu złapałam trop.
Szłyśmy śladem świń. Krajobraz był górski, bo to w sumie były góry. Powietrze tu było czyste i świeże. Wiatr ciepły i delikatny. Zapach świerków rozmywał powoli woń tropionych świń, jednak się nie poddawałyśmy.
- Kida, użyłabyś Oka czasu! - jęknęła Kenya gdy wchodziłyśmy zarośniętą drogą w górę.
- Nie mogę – odparłam. - To by było nieuczciwe wobec świń. Nie należy używać mocy podczas polowania na inne, zwłaszcza niemagiczne zwierzęta. Moce są do walki i codziennego użytku, a nie do polowań. Tak mówiła...
- ...Mama. - skończyła za mnie siostra. - Pamiętam.
Stok robił się tu łagodny. Droga otoczona bagnami, porośnięta trawą. Zbliżamy się do hal.
Teraz nasze nosy spotykały wiele różnych zapachów. Sarny, dziki, lisy, ptaki, koty, psy, konie, kozy, owce, świnie, krowy... Wiele! Już nie obchodziły mnie poszukiwane świnki. Tu roi się od jedzenia!
Nos wyłączony. Teraz słuch i wzrok pomogą odnaleźć coś do zjedzenia w krzątaninie tropów. Nie trwało to długo, aż zobaczyłam kurki. Często spotykałyśmy te ptaki w okolicach miejsc Istot. Ich mięso było smaczne i delikatne.
Pół godziny później objadałyśmy się pyszną kurką. Była wielka i tłusta. Pewno nigdy nie myślała, że pożrą ją wilki. Zapach krwi przywabił też innego drapieżnika. Rozprawiłyśmy się z kuną i Kenya właśnie obgryza jej kostki.
Późnym wieczorem zrobiłam nam ciepłe posłania i udałam się spać.

Od Aerty

Minęło sporo czasu od kąt ostatnio widziałam jakiegoś wilka oprócz mnie i mojego brata.
-Nie wytrzymam już tego-powiedziałam mu
-To wataha zapomnienia. Jesteśmy legendą-tłumaczył
-Legendą która umiera!-emocje wybuchały. Tylko ci którzy szukają niczego tu trafią. Racja, ale te kilka lat. Chcę aby w końcu ktoś tu trafił
-Uspokój się. W końcu ktoś się zjawi-rzekł
-Dlaczego tak myślisz?-przytuliłam się do brata
-Kiedyś na pewno ktoś przyjdzie.Muszę iść. Thanatory mogą być blisko. Zbliża się noc. Idę
-A ja z tobą-powiedziałam
-Nie.
-Boję się o ciebie.
-Przeżyłem tyle lat więc przeżyję i tą noc.
-Bogowie mają cię w opiece lecz gdy spotkasz Thanatora gałązka zostanie rzucona i twój los będzie osądzony-powiedziałam i odwróciłam się w swoją stronę. Poszłam. Położyłam się w kącie jaskini i zasnęłam. Obudziłam się w nocy. Znowu wrócił cały i żywy, a ja znowu go przytuliłam. Musieliśmy się uporać ze wszystkim sami. Cieszyłam się że go miałam.
-I co?
-Niczego nie zauważyłem. Bogowie są po naszej stronie
-Ale zawsze gdy wychodzisz nastaje ryzyko, że..sam wiesz co
-Mam Aresa po swojej stronie
-Jest tak samo mściwy jak Hera
-Ale mój strzeże wojowników
-Nie ważne-powiedziałam- Ale uważaj. Idę się przejść. Wyspałam się już
-Uważaj-uśmiechnął się zadziornie, ale w jego oczach widziałam strach.
Nie obejrzałam się już i pognałam. Zmieniłam się w mgłę. Czułam każdy liść opadający na ziemię. Każdy szept wiatru i płacz wysokich drzew. Słyszałam jak się modlą. Nie wiedziałam czemu płakały. Może też tęskniły za czasami świetności? Kiedy nasza wataha była..żywa? Od razu przypomniał mi się obraz matki i ojca. Zmieniłam się spowrotem w wilka i zaczęłam pomału iść rozmyślając. Teraz mą matką nazywałam Hekate. Tak mnie traktowała. Jeśli wówczas nie zabijała lub pomagała. Trzy wcielenia...
Dotarłam nad klif. Było tu cudownie zwłaszcza podczas nocy. Szelest. Zmieniłam się w mgłę. Ktoś podszedł. Wilk?! Niemożliwe. Obserwowałam. Szybko jednak ukryłam się na drzewo. To tylko podgatunek thanatora jednak nadal niebezpieczny. Przeteleportowałam się na drugą stronę klifu. Wlałam nie ryzykować. Patrzyłam przez chwilę na to niebezpieczne, ale i majestatyczne stworzenie. Odeszłam wlecząc się.
Poszłam daleko od jaskini. Dotarłam na miejsce...
Narysowałam krąg. Jak zawsze. Posypałam pyłem z mojego medalionu po brzegach kręgu. Poszłam jeszcze zapolować. Świerza zwierzyna. Uniosłam głowę do góry. Poczułam zapach wszelakich zwierząt. Pognałam szybko na północ. Nie wiedziałam czemu ale potrafiłam przemieszczać się razem z bratem szybciej niż inna istota żywa.
 Zatrzymałam się i położyłam na ziemi. Podskoczyłam i zaczęłam biec za mą zdobyczą. Sześcionóg biegł co sił w nogach. Rzuciłam się na niego i obaliłam go. Był większy ode mnie. Przycisnęłam go do ziemi. Gdy przyłożyłam kły do jego tchawicy czułam bicie serca tego majestatycznego stworzenia. Jego serce biło niczym bębny które ktoś rytmicznie uderzał. Aż chciałam zostawić je w spokoju. Jego przerażone ślepia patrzyły z bólem na mój pysk. Musiałam jednak złożyć ofiarę.
Zacisnęłam kły na tchawicy zwierzęcia. Widziałam jak przez jego oczy ubywa dusza.
-Spoczywaj w ogrodach-powiedziałam i przeniosłam się z zwierzyną do kręgu. Ułożyłam ją na środku i zaczęłam się modlić. Co jakiś czas każdy musi się pomodlić.
Gdy modliłam się jakąś godzinę zaczęłam wracać do jaskini mego brata. Nagle usłyszałam szelest. Zza drzew wyszła wadera z długimi uszami. Szczęście? Nowy osobnik.
-Kim jesteś?-spytałam
-Skay-powiedziała
-Musisz mieć niezwykłą duszę, że tutaj trafiłaś.-powiedziałam-Zapewne nie masz domu
-Nie mam
-Więc niezwykła duszo witaj w Legendarnej Wataszie Zapomnienia

Skay???




Próba

Ponieważ na stanowisko moderatora zgłosiły się 2 osoby obie zostają przyznane na okres próbny. Będzie on trwał do 23.11
Niedługo je poznacie, ta która lepiej się sprawi zostanie lub jeżeli będzie więcej członków albo będą pisać super opowiadania będą obie

/Aerta (Maja666666)

środa, 1 października 2014

Zapomnienie?

Rok 2165. Naukowcy zaczęli badać wszelkie metody aby spróbować przenieść się w czasie. Po wielu próbach coś odkryli. Sprawdzali nowy sprzęt. Chcieli znać odpowiedź. Gdy jednak włączyli maszynę dostał się do niej jakiś śluz. Wszyscy ludzie wtedy zniknęli. Nie było też miast i wszelkich rzeczy związanych z nimi. Czy to oni się przenieśli? Wątpliwe. Ale tak podają legendy. Na Ziemi został wszystkie stworzenia poza ludźmi. Sami siebie unicestwili. Chcieli stworzyć coś czego nie potrafią.
Minęło 300 lat. Jednak nadal żyły tu tylko zwierzęta. Pojawiły się wszelkie stworzenia i unoszące się góry. Zmieniło się nie do poznania . Jedną z głównych watah była wataha zapomnienia. Założona w dzień gdy podli ludzie wymarli. Podobno jest ona prawdziwa. Lecz czy to nie kolejne złudzenie?