sobota, 25 października 2014

Od Aerty-cd Kidy

Usiadłam na jakimś głazie. Wszyscy mruczeli coś pod nosem. Przyłączyłam się do nich. Jednak bardziej bałam się o młode niżeliby matkę. Najbardziej boli to, że zna się matkę przez tak długi okres życia a potem ona umiera. Następnie cała rodzina i wszystko co kochasz. Jeżeli się nie podniesiesz umrzesz razem z nimi. Tylko, że wtedy nie myślisz już o przyszłości tylko o tym co straciłaś.(co się straciło). Myślisz nieracjonalnie. Przepełnia cię żałoba. To uczucie pustki, zagubienia. A jeśli już się podniesiesz trwa to kilka lat. A rana zmienia się w bliznę. Jednak ta blizna nie schodzi, tak jak nie zapomina się o rodzinie, wspomnienia wracają w każdym śnie. Ale niektóre są miłe. Ja tak mam. Nieraz widzę matkę i ojca. Wyglądają tak samo jak sto lat temu, chociaż teraz mieliby prawie 200. Patrzyłam na suczkę. Wstałam się i poszłam wyżej. Teraz wszyscy patrzyli tam gdzie leżała ciężarna. Gdy byłam wystarczająco wysoko wydałam z siebie dźwięk jakby gwizdu. Po chwili przyleciała Destiny. Wskoczyłam na jej grzbiet w locie i połączyłam się warkoczem. Kierowałam nią w myślach. W ciągu kilku chwil nie widziałam reszty. Wolałam nie czytać co mówią ich oczy. Przyśpieszyłam Zmorę. Będą odmawiać modlitwy jeszcze pół dnia, a nawet dzień na pamięć Maishy.
Leciałam z pół godziny. Zniżyłam lot i wylądowałam Ikranem. Zszedłam z Destiny po czym udałam się daleko w głąb dżungli. Przebyłam moczary thanatorów i byłam na cmentarzu. Dzięki bogom żadnego nie spotkałam. Cmentarz znajdował się właśnie tutaj aby odstraszyć inne zwierzęta. Leżał na granicach terenu watahy więc może i zabłąkanych wilków, które przez przypadek tu dotarły.
Wkroczyłam na martwą ziemię spowiłą prochem wypalonych jeszcze niecałe 100 lat temu żywych roślin. Poszłam na środek całego cmentarzu. Był tam dwa groby, a na brzegach cmentarza inne. Na brzegach razem z bratem pogrzebaliśmy całą watahę. Jednak największym bólem było grzebanie rodziców. Własnymi łapami. Płakałam nieustannie gdy ich zakopywałam. Teraz już jestem przyzwyczajona. Czuję jak smutek ściska mi serce. Ukłoniłam się przed grobami
-Witaj matko, witaj ojcze-zaczęłam rozmowę-chciałam was o coś poprosić. Wy jeseście teraz w ogrodach, ale chciałam się was spytać czy mogę wziąść trochę kwiatów i pyłów dla jednej suczki. To byłby mój dar. Chce poświęcić swe życie. Boli mnie ta decyzja. Daje żyć innym poświęcając swoje życie, ale wy na pewno wiecie o czym mówię. Jeśli nie spytajcie się Cerbera. Powiem Hekate, aby przez swojego pupila przekazała wam wiadomość. Więc mogę?-zaczął wiać wiatr. Ciepły i zimny. Na zmianę. Ciepłym rozmawiała matka, a zimnym ojciec
-Dziękuję wam za zgodę.-poszłam dalej za cmentarz, do ogrodu. Zerwałam najpiękniejszy kwiat

Posypałam go prochem i wracałam. Pokłoniłam się jeszcze rodzicom i wychodząc ze cmentarza nuciłam pieść:

"Kolejny raz budzi Cię ten znajomy głos
Słodycz jej śpiewu obezwładnia i koi
Opętany, nieświadomy podążasz w jej stronę
Zatopiony w jej śpiewie Umierasz powoli

Morze w kolorze martwego błękitu
Dobrze zna swój sekret - syreni śpiew
Fale wyrzucą na brzeg Twą pustą łódź
Pozorna rozkosz zgubiła Cię…

Pieśń śmierci
Zatrute piękno,
Pieśń śmierci
Żądza i strach
Pieśń śmierci
Słodycz tych kilku nut
Pieśń śmierci
Znów rozbrzmiewa w twoich snach

I na nic łzy tych którzy czekają
Ta złudna rozkosz tylko jedną chwilę trwa
Mroczne legendy na zawsze przetrwają
Syreni śpiew, piękno pod maską zła"

Syreny miały tu symbolizować anioły śmierci. Tak to rozumiałam...
Wyszłam ze cmentarza. Usłyszałam szelest. Paprocie zaczęły ruszać
-Cholera!-powiedziałam z kwiatem w pysku i zaczęłam biec. Gdy tylko to uczyniłam z mroku zarośli wyłoniła cię ogromna postać-Thanator...
Mijałam drzewa. Cieszyłam się że byłam szybsza. Jednak zjawił się drugi. Otoczyły mnie warcząc na siebie kłóciły się o zdobycz, której nie zdobędą. Zbliżały się. Jeden skoczył na mnie lecz się odsunęłam. Wylądował naprzeciwko tego drugiego. Drugiej szansy nie będzie-pomyślałam. Zaczęłam biec nie zwracając uwagi na walczące thanatory. Mnie dzisiaj nie zjedża. Szybko wskoczyłam na Destiny która właśnie przyleciała. Połączyłam się z nią i odleciałam. Popatrzyłam jeszcze raz  na miejsce gdzie przed chwilą mogłam zginąć i kierowałam Zmorą. Przyśpieszła. Wylądowałam za górą i wspiełam się do innych. Podeszłam do Sylana i dałam mu kwiat, aby wręczył go Mishy. Wróciłam na swoje miejsce. Widziałam jak młodsza wadera dziwnie się na mnie patrzy. Spojrzałam na nią . Odwróciła głowę i wróciła do modlitwy. Wyrocznia dała znak aby modlili się dalej. Na chwile zamilkła. Dostałam wiadomość otoczoną ogromną magia by nikt nie naruszył naszej rozmowy
-"Po co tam byłaś"
-"Po kwiat wyrocznio"
-Prosiłaś matkę i ojca"
-"Tak:
-"A więc popełniłaś błąd"
-"Dlatego, że prosiłam"
-"Dlatego, że powiedziałaś kłamstwo"
-"Jakie?"-spytałam w myślach
-"Dowiesz się za kilka dni, w twoje urodziny"
-"Dlaczego wtedy?"
-"To matka przekaże ci prawdę"
-"Wyjdzie z ogrodów?"
Pokiwała głową.
-"Musi przecież nie mogła trafić do..sama wiesz"
-"To nie o to chodzi"
-"Więc o co?"-spytałam. Odpowiedziała mi pustka. Zakończyła rozmowę. Zrzerało mnie to. Dlaczego?! O to chodziło?!

Kida??

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz