-
Kida! Kida! - słyszę głos mojej kochanej, małej Kenyi. - Wstawaj!
-
Już wstaję, już! - śmieję się podnosząc ciało z wilgotnej od
rosy trawy. - Pali się las, czy jak?
-
Jestem głodna – powiedziała jak szczeniak Kenya. - Zapoluj!
-
Najwyższa pora, abyś i ty nauczyła się polowań – uśmiechnęłam
się. - Chodź ze mną, dziś zagonisz do mnie sarnę.
Moja
mała siostrzyczka uśmiechnęła się szeroko i zatrzymała ten
uśmiech w minie pełnej radości i nadziei. To lubiłam. Gdy Kenya
jest szczęśliwa.
Udałyśmy
się nad pobliską rzeczkę. Płynęła w niej krystalicznie czysta
woda. Piłyśmy dużymi łykami. Wtedy zobaczyłam w błocie tropy.
Nie były one co prawda tropami sarny, ale pasowały do innego, a
raczej innych zwierząt. Dzika świnia z młodymi. Taki smakołyk,
prosiaczek. Pokazałam siostrze ślady, opisałam jak je rozpoznać i
w ogóle... Potem powęszyłyśmy i od razu złapałam trop.
Szłyśmy
śladem świń. Krajobraz był górski, bo to w sumie były góry.
Powietrze tu było czyste i świeże. Wiatr ciepły i delikatny.
Zapach świerków rozmywał powoli woń tropionych świń, jednak się
nie poddawałyśmy.
-
Kida, użyłabyś Oka czasu! - jęknęła Kenya gdy wchodziłyśmy
zarośniętą drogą w górę.
-
Nie mogę – odparłam. - To by było nieuczciwe wobec świń. Nie
należy używać mocy podczas polowania na inne, zwłaszcza
niemagiczne zwierzęta. Moce są do walki i codziennego użytku, a
nie do polowań. Tak mówiła...
-
...Mama. - skończyła za mnie siostra. - Pamiętam.
Stok
robił się tu łagodny. Droga otoczona bagnami, porośnięta trawą.
Zbliżamy się do hal.
Teraz
nasze nosy spotykały wiele różnych zapachów. Sarny, dziki, lisy,
ptaki, koty, psy, konie, kozy, owce, świnie, krowy... Wiele! Już
nie obchodziły mnie poszukiwane świnki. Tu roi się od jedzenia!
Nos
wyłączony. Teraz słuch i wzrok pomogą odnaleźć coś do
zjedzenia w krzątaninie tropów. Nie trwało to długo, aż
zobaczyłam kurki. Często spotykałyśmy te ptaki w okolicach miejsc
Istot. Ich mięso było smaczne i delikatne.
Pół
godziny później objadałyśmy się pyszną kurką. Była wielka i
tłusta. Pewno nigdy nie myślała, że pożrą ją wilki. Zapach
krwi przywabił też innego drapieżnika. Rozprawiłyśmy się z kuną
i Kenya właśnie obgryza jej kostki.
Późnym
wieczorem zrobiłam nam ciepłe posłania i udałam się spać.
Rano
gdy otworzyłam oczy zobaczyłam Kenyę. Ona szeptem mnie uciszyła i
pokazała głową w kierunku, z którego wczoraj przyszłyśmy.
Obejrzałam się tam i zobaczyłam dwa psy. Nie były to wilki. Może
miały w sobie trochę wilczej krwi, tak jak ja i Kenya psiej...
-
Szukają jedzenia – zauważyła moja siostrzyczka. - Obaj samce.
-
Skąd wiesz? - spytałam troskliwie. - Chyba ich nie śledziłaś?
Wiesz, że niebezpiecznie jest zbliżać się do obcych, oddalać ode
mnie... Masz tylko dwie moce!
Kenya
przewróciła obojętnie oczami. Czasem mam wrażenie, że mnie
ignoruje.
Psy
węszyły. Teraz czeka nas sytuacja obrony. Zobaczyłam z sześć
możliwych scenariuszy tego, co może się zdarzyć. Najbardziej
podobał mi się scenariusz ucieczki, lub ten, w którym samce
odchodzą. Szli jednak w naszym kierunku. Ucieczka.
-
Kenya, choć – szepnęłam. - Zwiewamy.
- Ja
nie uciekam – odparła. - Przegonimy ich.
Chciałam
coś odpowiedzieć, ale Kenya już się pokazała. Uniosła rudy ogon
w górę i odsłoniła kły. Ja też musiałam działać i
powtórzyłam czyny siostry.
Samce
stanęły jak wryte. Patrzyli się na nas. Jeden miał
charakterystyczny pysk i krótką sierść. Uszy lekko sterczały mu
do góry. Jego większy towarzysz był chudy i wysoki. Miał kręconą
sierść i długie, wiszące uszy.
-
Witamy – zaczął jeden, ten niski. Kenya odpowiedziała mu
warknięciem.
-
Nie chcemy kłopotów – rzekł drugi.
- To
wynocha! - warknęła na nich Kenya.
-
Kenya! - skarciłam siostrę. - Zachowuj się! Skoro nie chcą
kłopotów to nie wywołuj bójki! To tylko psy! Mogą nie mieć
mocy, a ty chcesz ich atakować! Doskonale wiesz, że wtedy
musiałabym Ci pomóc i potraktować ich czarami!
Odpuściła.
Spojrzała mi głęboko w oczy. Jej czarne, głębokie oczyska
przeszyły mnie na wskroś.
-
Zabiję cię, jak przez nich zginiemy! - warknęła.
Jej
wypowiedź była nielogiczna. Jak zabije trupy? I to oczywiste, że
nie zabije rodzonej siostry!
-
Kim jesteście? - spytałam.
- Ja
jestem Dino, a on to Sylan – powiedział krótkowłosy pies. - A
panią jak na imię?
-
Moje imię to Kidakash, ale mówią mi Kida, a ta niegrzeszna
smarkula to Kenya.
-
Jesteście psami? - spytał.
-
Dino! To oczywiste! Mieszańce owczarków!
Zaśmiałam
się ironicznie i uśmiechnęłam szeroko. Kenyi nie było do
śmiechu.
-
Jesteśmy wilkami durne kundle! - warknęła.
-
Kenya!
-
W-wilk-kami?! - zająkał Sylan kuląc ogon.
Czekała
nas długa rozmowa. To było oczywiste. Poznałyśmy lepiej samce, a
oni nas. Dowiedziałyśmy się, ze razem ze swoimi partnerkami dużo
wędrują. Ukochana Sylana, Maisha jest w ciąży i niebawem urodzi,
ale był pewien problem...
- I
nie może jeść?! - zdziwiłam się gdy tylko usłyszałam opowieść
Sylana.
-
Może, ale słabo jej to idzie. Jest chora. Gdy tylko zje zaraz
wymiotuje – odpowiedział.
- To
okropne! - wyraziła swój protest Kenya. Gdy poznała lepiej samce
zaczęła ich nawet lubić. - Może umiałybyśmy pomóc... -
powiedziała patrząc na mnie błagalnie.
-
Nie mam takiej mocy – odpowiedziałam. - I ty też.
-
Ale...
Nie
umiałam odmówić tym pięknym lśniącym, czarnym oczętom.
Samce
zabrały nas do swych wybranek. Były to piękne suki. Jedna miała
sierść taką, jak Kenya, ale w innych barwach. Druga była mała,
słaba i gruba. Maisha tak różniła się od wybranka, że miałam
ochotę się zaśmiać, ale jej widok nie wywoływał uśmiechu.
-
Maisha... Najdroższa... Przyprowadziłem ci pomoc... One ci pomogą,
zobaczysz...
Chciało
mi się płakać.
Wiesz,
że nie mogę jej wyleczyć – powiedziałam używając
telekinezy.
Sylan
wzdrygnął się, a gdy zrozumiał, że to zwykła magia uśmiechnął
się do mnie ponuro.
-
Może jest sposób, jakieś lekarstwo... - zapytał pies cicho.
-
Legendy... - szepnęła Kenya.
Zagłębiłam
się w myślach, we wspomnieniach. Złoty kwiat ratuje szczenięta,
kora mrocznych drzew na zatrucia... Nie znam nawet legendarnego leku
na taką chorobę. Ktoś zna? Może... Jest taka legenda... Kainan mi
ją opowiadał... Gdy Istoty* zniknęły na świecie pojawiły się
niezwykłe stwory. Klimat się zmienił, a niektóre zwierzęta
otrzymały magiczne moce. Wilki z magią zebrały się w jedną
watahę, którą nazwano Zapomnieniem. Z czasem wilki opuszczały
watahę i mieszały się z niemagicznymi. Tak niektórzy mają moce,
a inni nie. Ale w zapomnieniu możemy znaleźć pomoc, podporę,
lek...
Nie
dotrzemy do tropików – przekazałam siostrze i Sylanowi. - Tam
można znaleźć Zapomnienie.
Jesteśmy
tu od dawna – pomyślał Sylan i chyba odkrył jak się ze mną
komunikować. - Za tamtym szczytem jest wisząca skała. Dalej
widziałem potwory...
Maisha
ledwo szła, ale potem ją niosłam w powietrzu. Wyraźnie jej
ulżyło. Sylan i Dino prowadzili, za nimi szła Linka – ukochana
Dina, a dalej ja z Maishą i Kenyą. Ciężko wchodziło się na
górę. Ja lewitowałam, a oni szli.
Gdy
dotarliśmy na szczyt dostrzegłam coś niezwykłego. Góra wisząca
w powietrzu.
-
Wiele lat temu pole magnetyczne planety zmieniło się – powiedział
Dino. - Wtedy góry zaczęły latać, co ciekawe nie zmieniają
położenia.
-
Wiszą – skończyła Linka.
-
Uau – szepnęła Kenya.
Godzinę
później szliśmy gęstą dżunglą. Dino dalej opowiadał.
- …
Podobno to był kiedyś kontynent. Oddzielił się od reszty świata
i zamieszkały tu potwory... Ciekawe jak wyglądają...
Odpowiedź
przyszła jednak szybciej niż myśleliśmy. Obok nas pojawiło się
stworzenie podobne do konia. Miało ono jednak długi pysk, czułki,
sześć nóg, czworo oczu... Byliśmy w takim szoku, że zamarliśmy.
Linka jednak krzyknęła i potwór uciekł.
- Co
to było?! - spytała Kenya.
-
Potwór? - zapytał ironicznie Dino. - A nie mówiłem.
Szliśmy
dalej i rozglądaliśmy się za innymi bestiami. Teraz niosłam
Maishę bliżej ziemi i siebie. Nagle samce się zatrzymały.
Automatycznie dobyłam ostrego kija, aby się bronić. Nie było
jednak potrzeby.
Parę
metrów przed nami szła przepiękna wilczyca. Miała w sobie coś
nie z tego świata. Po chwili za nią pojawiła się wadera.
Wyglądała zwyczajniej, ale mimo to, magicznie. Zwyklejsza wilczyca
zatrzymała się patrząc głupio na nas. Ta mistyczna podeszła do
niej, coś szepnęła i rozpłynęła się w powietrzu. Po chwili
przemówiła do nas czarna pani:
-
Kimże jesteście przybysze?
- A
ty? Kim jesteś pani? - zapytała Kenya.
- Na
imię mi Aerta – odparła. - Alpha Zapomnienia.
-
Zapomnienia? - zdziwiłam się i ze szczęścia mało co nie
krzyknęłam.
-
Cii... - szepnęła Aerta. - Nie chcę tu thanatorów. Kim jesteście?
- powtórzyła.
- Na
imię mi Syl... -zaczął Sylan, ale Aerta mu przerwała.
-
Nie wy psy – rzekła. - Uważam, że jesteście odważne, skoro
weszłyście do dżungli, ale ja mówię do wilczyc – wskazała na
nas.
-
Mam na imię Kida, a to Kenya – przedstawiłam nas. - Błagam! -
wyrwałam się nagle. - Pomóż Maishy!
<Aerta?>
_______________________________________
Istoty*
- tak ja i Kenya nazywamy ludzi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz