czwartek, 23 października 2014

Od Kidy


- Kida! Kida! - słyszę głos mojej kochanej, małej Kenyi. - Wstawaj!
- Już wstaję, już! - śmieję się podnosząc ciało z wilgotnej od rosy trawy. - Pali się las, czy jak?
- Jestem głodna – powiedziała jak szczeniak Kenya. - Zapoluj!
- Najwyższa pora, abyś i ty nauczyła się polowań – uśmiechnęłam się. - Chodź ze mną, dziś zagonisz do mnie sarnę.
Moja mała siostrzyczka uśmiechnęła się szeroko i zatrzymała ten uśmiech w minie pełnej radości i nadziei. To lubiłam. Gdy Kenya jest szczęśliwa.
Udałyśmy się nad pobliską rzeczkę. Płynęła w niej krystalicznie czysta woda. Piłyśmy dużymi łykami. Wtedy zobaczyłam w błocie tropy. Nie były one co prawda tropami sarny, ale pasowały do innego, a raczej innych zwierząt. Dzika świnia z młodymi. Taki smakołyk, prosiaczek. Pokazałam siostrze ślady, opisałam jak je rozpoznać i w ogóle... Potem powęszyłyśmy i od razu złapałam trop.
Szłyśmy śladem świń. Krajobraz był górski, bo to w sumie były góry. Powietrze tu było czyste i świeże. Wiatr ciepły i delikatny. Zapach świerków rozmywał powoli woń tropionych świń, jednak się nie poddawałyśmy.
- Kida, użyłabyś Oka czasu! - jęknęła Kenya gdy wchodziłyśmy zarośniętą drogą w górę.
- Nie mogę – odparłam. - To by było nieuczciwe wobec świń. Nie należy używać mocy podczas polowania na inne, zwłaszcza niemagiczne zwierzęta. Moce są do walki i codziennego użytku, a nie do polowań. Tak mówiła...
- ...Mama. - skończyła za mnie siostra. - Pamiętam.
Stok robił się tu łagodny. Droga otoczona bagnami, porośnięta trawą. Zbliżamy się do hal.
Teraz nasze nosy spotykały wiele różnych zapachów. Sarny, dziki, lisy, ptaki, koty, psy, konie, kozy, owce, świnie, krowy... Wiele! Już nie obchodziły mnie poszukiwane świnki. Tu roi się od jedzenia!
Nos wyłączony. Teraz słuch i wzrok pomogą odnaleźć coś do zjedzenia w krzątaninie tropów. Nie trwało to długo, aż zobaczyłam kurki. Często spotykałyśmy te ptaki w okolicach miejsc Istot. Ich mięso było smaczne i delikatne.
Pół godziny później objadałyśmy się pyszną kurką. Była wielka i tłusta. Pewno nigdy nie myślała, że pożrą ją wilki. Zapach krwi przywabił też innego drapieżnika. Rozprawiłyśmy się z kuną i Kenya właśnie obgryza jej kostki.
Późnym wieczorem zrobiłam nam ciepłe posłania i udałam się spać.


Rano gdy otworzyłam oczy zobaczyłam Kenyę. Ona szeptem mnie uciszyła i pokazała głową w kierunku, z którego wczoraj przyszłyśmy. Obejrzałam się tam i zobaczyłam dwa psy. Nie były to wilki. Może miały w sobie trochę wilczej krwi, tak jak ja i Kenya psiej...
- Szukają jedzenia – zauważyła moja siostrzyczka. - Obaj samce.
- Skąd wiesz? - spytałam troskliwie. - Chyba ich nie śledziłaś? Wiesz, że niebezpiecznie jest zbliżać się do obcych, oddalać ode mnie... Masz tylko dwie moce!
Kenya przewróciła obojętnie oczami. Czasem mam wrażenie, że mnie ignoruje.
Psy węszyły. Teraz czeka nas sytuacja obrony. Zobaczyłam z sześć możliwych scenariuszy tego, co może się zdarzyć. Najbardziej podobał mi się scenariusz ucieczki, lub ten, w którym samce odchodzą. Szli jednak w naszym kierunku. Ucieczka.
- Kenya, choć – szepnęłam. - Zwiewamy.
- Ja nie uciekam – odparła. - Przegonimy ich.
Chciałam coś odpowiedzieć, ale Kenya już się pokazała. Uniosła rudy ogon w górę i odsłoniła kły. Ja też musiałam działać i powtórzyłam czyny siostry.
Samce stanęły jak wryte. Patrzyli się na nas. Jeden miał charakterystyczny pysk i krótką sierść. Uszy lekko sterczały mu do góry. Jego większy towarzysz był chudy i wysoki. Miał kręconą sierść i długie, wiszące uszy.
- Witamy – zaczął jeden, ten niski. Kenya odpowiedziała mu warknięciem.
- Nie chcemy kłopotów – rzekł drugi.
- To wynocha! - warknęła na nich Kenya.
- Kenya! - skarciłam siostrę. - Zachowuj się! Skoro nie chcą kłopotów to nie wywołuj bójki! To tylko psy! Mogą nie mieć mocy, a ty chcesz ich atakować! Doskonale wiesz, że wtedy musiałabym Ci pomóc i potraktować ich czarami!
Odpuściła. Spojrzała mi głęboko w oczy. Jej czarne, głębokie oczyska przeszyły mnie na wskroś.
- Zabiję cię, jak przez nich zginiemy! - warknęła.
Jej wypowiedź była nielogiczna. Jak zabije trupy? I to oczywiste, że nie zabije rodzonej siostry!
- Kim jesteście? - spytałam.
- Ja jestem Dino, a on to Sylan – powiedział krótkowłosy pies. - A panią jak na imię?
- Moje imię to Kidakash, ale mówią mi Kida, a ta niegrzeszna smarkula to Kenya.
- Jesteście psami? - spytał.
- Dino! To oczywiste! Mieszańce owczarków!
Zaśmiałam się ironicznie i uśmiechnęłam szeroko. Kenyi nie było do śmiechu.
- Jesteśmy wilkami durne kundle! - warknęła.
- Kenya!
- W-wilk-kami?! - zająkał Sylan kuląc ogon.
Czekała nas długa rozmowa. To było oczywiste. Poznałyśmy lepiej samce, a oni nas. Dowiedziałyśmy się, ze razem ze swoimi partnerkami dużo wędrują. Ukochana Sylana, Maisha jest w ciąży i niebawem urodzi, ale był pewien problem...
- I nie może jeść?! - zdziwiłam się gdy tylko usłyszałam opowieść Sylana.
- Może, ale słabo jej to idzie. Jest chora. Gdy tylko zje zaraz wymiotuje – odpowiedział.

- To okropne! - wyraziła swój protest Kenya. Gdy poznała lepiej samce zaczęła ich nawet lubić. - Może umiałybyśmy pomóc... - powiedziała patrząc na mnie błagalnie.
- Nie mam takiej mocy – odpowiedziałam. - I ty też.
- Ale...
Nie umiałam odmówić tym pięknym lśniącym, czarnym oczętom.
Samce zabrały nas do swych wybranek. Były to piękne suki. Jedna miała sierść taką, jak Kenya, ale w innych barwach. Druga była mała, słaba i gruba. Maisha tak różniła się od wybranka, że miałam ochotę się zaśmiać, ale jej widok nie wywoływał uśmiechu.
- Maisha... Najdroższa... Przyprowadziłem ci pomoc... One ci pomogą, zobaczysz...
Chciało mi się płakać.
Wiesz, że nie mogę jej wyleczyć – powiedziałam używając telekinezy.
Sylan wzdrygnął się, a gdy zrozumiał, że to zwykła magia uśmiechnął się do mnie ponuro.
- Może jest sposób, jakieś lekarstwo... - zapytał pies cicho.
- Legendy... - szepnęła Kenya.
Zagłębiłam się w myślach, we wspomnieniach. Złoty kwiat ratuje szczenięta, kora mrocznych drzew na zatrucia... Nie znam nawet legendarnego leku na taką chorobę. Ktoś zna? Może... Jest taka legenda... Kainan mi ją opowiadał... Gdy Istoty* zniknęły na świecie pojawiły się niezwykłe stwory. Klimat się zmienił, a niektóre zwierzęta otrzymały magiczne moce. Wilki z magią zebrały się w jedną watahę, którą nazwano Zapomnieniem. Z czasem wilki opuszczały watahę i mieszały się z niemagicznymi. Tak niektórzy mają moce, a inni nie. Ale w zapomnieniu możemy znaleźć pomoc, podporę, lek...
Nie dotrzemy do tropików – przekazałam siostrze i Sylanowi. - Tam można znaleźć Zapomnienie.
Jesteśmy tu od dawna – pomyślał Sylan i chyba odkrył jak się ze mną komunikować. - Za tamtym szczytem jest wisząca skała. Dalej widziałem potwory...

Maisha ledwo szła, ale potem ją niosłam w powietrzu. Wyraźnie jej ulżyło. Sylan i Dino prowadzili, za nimi szła Linka – ukochana Dina, a dalej ja z Maishą i Kenyą. Ciężko wchodziło się na górę. Ja lewitowałam, a oni szli.
Gdy dotarliśmy na szczyt dostrzegłam coś niezwykłego. Góra wisząca w powietrzu.
- Wiele lat temu pole magnetyczne planety zmieniło się – powiedział Dino. - Wtedy góry zaczęły latać, co ciekawe nie zmieniają położenia.
- Wiszą – skończyła Linka.
- Uau – szepnęła Kenya.
Godzinę później szliśmy gęstą dżunglą. Dino dalej opowiadał.
- … Podobno to był kiedyś kontynent. Oddzielił się od reszty świata i zamieszkały tu potwory... Ciekawe jak wyglądają...
Odpowiedź przyszła jednak szybciej niż myśleliśmy. Obok nas pojawiło się stworzenie podobne do konia. Miało ono jednak długi pysk, czułki, sześć nóg, czworo oczu... Byliśmy w takim szoku, że zamarliśmy. Linka jednak krzyknęła i potwór uciekł.
- Co to było?! - spytała Kenya.
- Potwór? - zapytał ironicznie Dino. - A nie mówiłem.

Szliśmy dalej i rozglądaliśmy się za innymi bestiami. Teraz niosłam Maishę bliżej ziemi i siebie. Nagle samce się zatrzymały. Automatycznie dobyłam ostrego kija, aby się bronić. Nie było jednak potrzeby.
Parę metrów przed nami szła przepiękna wilczyca. Miała w sobie coś nie z tego świata. Po chwili za nią pojawiła się wadera. Wyglądała zwyczajniej, ale mimo to, magicznie. Zwyklejsza wilczyca zatrzymała się patrząc głupio na nas. Ta mistyczna podeszła do niej, coś szepnęła i rozpłynęła się w powietrzu. Po chwili przemówiła do nas czarna pani:
- Kimże jesteście przybysze?
- A ty? Kim jesteś pani? - zapytała Kenya.
- Na imię mi Aerta – odparła. - Alpha Zapomnienia.
- Zapomnienia? - zdziwiłam się i ze szczęścia mało co nie krzyknęłam.
- Cii... - szepnęła Aerta. - Nie chcę tu thanatorów. Kim jesteście? - powtórzyła.
- Na imię mi Syl... -zaczął Sylan, ale Aerta mu przerwała.
- Nie wy psy – rzekła. - Uważam, że jesteście odważne, skoro weszłyście do dżungli, ale ja mówię do wilczyc – wskazała na nas.
- Mam na imię Kida, a to Kenya – przedstawiłam nas. - Błagam! - wyrwałam się nagle. - Pomóż Maishy!

<Aerta?>

_______________________________________
Istoty* - tak ja i Kenya nazywamy ludzi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz