czwartek, 13 listopada 2014

Ikran-Od Jack'a


Minąłem się z tą waderą. Cieszyłem się że poznałem kogoś z watahy. Nie rozglądałem się, to miejsce było idealne.Rozsypałem proszek z robaków które wcześniej zebrałem. Zacząłem się modlić. Nie za bardzo wiedziałem jak. Na początku zacząłem coś w stylu: Drogi Uranosie, Droga Gajo proszę cię o warkocz... Po kilkunastu minutach poczułem mrowienie w lewej łapie. Dosłownie po kilku sekundach z mojej łapy zaczęły wyrastać jakieś dziwne świecące coś. Wyglądały jak łodygi jakiś kiełkujących roślin.
Po chwili mrowienie ustało a na mojej łapie zostało to dziwnie coś. Wstałem i poszedłem do wadery która stała kilkanaście metrów dalej.
-Możemy ruszać-powiedziałem
Ruszyliśmy w stronę jaskini Michaela.
-Gotowi?-powiedział
-Gotowi-odpowiedzieliśmy razem
Po tym jak wyszliśmy z jaskini każdy ruszył w swoją stronę. Postanowiłem zamienić się w demona ponieważ byłem wtedy większy. Nie miałem skrzydeł, na szczęście byłem teraz szybszy i bardziej wytrzymały. Po kilkunastu minutach byłem już na pierwszej z latających gór. Mimo że odległość była duża teraz mogłem skakać na kilkanaście metrów. Skoczyłem na większą z gór. Na jej górze było dość duże stado ikranów. Zacząłem się przechadzać wokół. Jeden z ikranów zaryczał na mnie. Próbowałem do niego podejść ale mnie olał. Poszedłem dalej. Myśląc że już go nie znajdę nagle przedemną wylądował biały ikran.
-Albinos?!-pomyślałem.
Zaryczał i rzucił się na mnie. Uniknąłem jego ataku i wskoczyłem na niego. Próbował mnie zrzucić, nie dałem się. Chwyciłem jego warkocz i połączyłem się z nim. W tej chwili usłyszałem jego myśli, a raczej uczucia. Był tam strach i gniew.
-Do góry-nakazałem
Usłuchał. zacząłem wydawać mu rozkazy. Każdy usłuchał. Po kilku godzinach rozkazałem mu wylądować. Ścierpły mi łapy.
-Było fajnie-powiedziałem i zszedłem z ikrana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz