wtorek, 4 listopada 2014

Od Kenyi

Kilka tygodni zajęło mi i Kidzie zwiedzenie terenów watahy. Gdybyśmy miały ikrany nie musiałybyśmy łazić, a obleciałybyśmy krainę. Czemu ona jest taka głupia? I jeszcze nie daje mi spokoju cały dzień. Tylko czasem... Kocham te chwile. Nie muszę ukrywać tego kim jestem. Mogę być wolna i swobodnie korzystać z moich mocy. Swoją drogą szlifuję moc trucizny. Jest przydatna...
Właściwie to przed chwilą Kida pozwoliła mi pójść na spacer. To idealna chwila, aby trenować. Odejść gdzieś daleko i znaleźć ofiarę...
Szczęście się do mnie uśmiecha. Głupie prolemury! Po kiego grzyba się do mnie zbliżają?
Skupiłam uwagę na pewnym wyjątkowo odważnym osobniku i... po kwiku bólu upadł martwy na ziemię.
- Szlag! - krzyknęłam. Miało nie boleć!
Inne prolemury zauważyły że ich towarzysz nie żyje, więc rzuciły się do ucieczki. Podeszłam do trupa. Wypadałoby się pomodlić... Nie! Tak by mi kazały Aerta i Kida, a ja ich nie słucham, nie gdy mam wolne...
Obejrzałam się w poszukiwaniu nowych ofiar. Jestem sama...
- Jasna... - szepnęłam pod nosem. Chętnie bym jeszcze potrenowała.
Wtem usłyszałam szelest. Jest nadzieja! Spojrzałam w kierunku, z którego dobiegały odgłosy...
- Ach... - to pech! Zapominam, że ta dżungla żyje... Żyje. - No tak!
Spojrzałam na najbliższą roślinkę i skupiłam na niej całą swoją uwagę. Nagle zaczęła więdnąć. Tak, jakby mijało nie wiem ile czasu! W pięć sekund gniła na ziemi. Więc niosę śmierć nie tylko zwierzętom...
Kenya - usłyszałam głos.
Spojrzałam za siebie. Nikogo.
Kenya - głos był wyraźniejszy. Na pewno z mojej głowy.
Słucham? - odpowiedziałam głosowi.
Idź w góry, w miejsce, z którego przybyłaś do krainy - rzekł.
Nie miałam pojęcia co to za głos i czy go słuchać... Jednak był taki władczy, taki wspaniały... Musiałam posłuchać!

Po godzinie opuszczałam już tą przeklętą dżunglę! I dobrze. Głos kierował mną jak marionetką. Ja go słuchałam, nawet nie myślałam nie słuchać! Weszłam na szczyt i zaczęłam schodzić oddalając się od terenów watahy. Byłam już w ryglu dolnym gdy usłyszałam dźwięk, jakby skrzek cierpiącego stworzenia?
- Ktoś tu jest? - zapytałam, ale tak cicho, ze z mojego pyska wydobyło się tylko dziwaczne cmoknięcie. I wtedy przez gąszcz krzewów dostrzegłam czarne, włochate zwierzę... Pora przetestować inne moce...
Wyskoczyłam. Zwierzęciem był skrzydlaty wilk, basior. Gdy mnie zobaczył wyraźnie stracił ochotę do walki...
- Walcz tchórzu! - krzyknęłam na samca. Automatycznie zablokowałam umysł nim wykonał jakikolwiek ruch.
- Z waderą? - zaśmiał się. - A co mi zrobisz?
Pożałuje swojej zuchwałości! Wdarłam się do jego umysłu. Odnalazłam tam obraz innej samicy, dowiedziałam się, że nazywała się Lisa i zniknęła... Obudziłam te myśli. Później inne obrazy z życia... Zamykałam mu dostęp do dobrych wspomnień a budziłam złe.
Zauważyłam w wyrazie jego pyska nienawiść. Zaatakuje mnie. Pora na tarczę ciała.
Walka choć od początku było wiadomo kto wygra trwała i trwała... Po trzecim ataku męką ciała postanowiłam go dobić. Ale on odezwał się do mnie słowami, ledwie słyszalnymi - tak był zmęczony:
- ...

<Jack?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz